sobota, 30 lipca 2011

Memento





Wspominalam ostatnio o chaotycznym ruchu drogowym. Lubie prowadzic, ale skrzydel jakos rozwinac nie moge, caly czas miedzy dwojka i trojka; autko pali jak smok. Rower odpada.

A drugie zdjecie to takie memento, jadac poza Dakar zawsze spotkam co najmniej jedno takie "cos".

Znajomy mowi - gdy parkujesz samochod podziekuj Bogu, zes caly do domu wrocil. Wiec dziekuje. Bo dwie godziny temu moj powrot nie byl wcale tak ewidentny (wiem, znow frankofinizm mi wyszedl).

piątek, 29 lipca 2011

Przed i popoludnie

Przyjelam rano pana od interesow. Pan mysli, ze glupia jestem i naiwna, i raczki zaciera, bo nie wie jeszcze, ze drzwi moje zamknely sie za nim na zawsze, ze sie juz wiecej nie zobaczymy. A ja jestem po prostu grzeczna i przez gardlo mi sie przeszlo - wyp... oszuscie j...y. Pan spsul mi cale przedpoludnie.

Po poludniu pracowalam w ramach projektu. Kobiety badal mlody lekarz na specjalizacji, nie moj doc osobisty. Skorzystalam i w drodze powrotnej wypytywalam, gdzie moglabym teoretycznie miec przerzuty/wznowe. Moj doc by mi nic nie powiedzial, ale ten mlody sie przejal i zaczal jak na egzaminie wyliczac. Chaotyczny ruch drogowy (kto byl chociaz w Turcji, wie o czym mowie) nie pozwolil mi skupic sie i polowe zapomnialam, ale odnioslam wrazenie, ze tylko serca nie wymienil. Nie przejelam sie. Nie dotyczy mnie. Pytalam tylko, zeby atmosfere ozywic.

środa, 27 lipca 2011

Len

Ojejunciujejunciujejunciu
musze isc pobiegac. Plan na dzisiaj: 10 minut spokojnej gimnastyki + 40 minut spokojnego biegu + 20 minut krossu i gimnastyka rozciagajaca.
Jest juz ciemno, nie moge jechac na bulwa, musze biegac na dzielni, wrod luda, samochodow i koni. Nie chce mi sie strasznie. Ale jesli nie pojde, bedzie mnie sumienie uwierac (albo raczej ambicja).
Ide

Nie poszlam. Pradu nie ma, ulice nie oswietlone. Przenosze na jutro na 6 rano.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Kosmiczne zadowolenie

Zwiekszam dawke treningow w tygodniu z trzech do czterech. Brak konsekwencji w stosunku do przedostatniego wpisu jest tylko pozorny. Bo wiecej treningow oznacza mniejsza ich intensywnosc wysilkowa. Tak mi sie przynajmniej wydaje.

W ubieglym tygodniu krotkie dystanse biegalo mi sie zle. Wybralam sobie trase z dlugim, poltorakilomatrowym podbiegiem i chyba to mnie tak meczylo. W srode po 20 minutach wpadl mi kamyszek do buta, i cale szczescie, mialam przynajmniej wymowke, by sie zatrzymac. W piatek natknelam sie na miszczu - Djibi, maratonczyk, ktory wygrywa wszystkie dlugie biegiw Dakar i okolicy w kategorii powyzej 40 lat. Powspominal maraton w Krakowie - jak swietnie zorganizowany, jakie piekne miasto, a ludzie jacy sympatyczni, tak, tak, z zadnym objawem rasizmu sie nie spotkal. No wiec pogawedzilam sobie z nim tak z trzy minutki i odpoczelam tak gruntownie, ze kolejne pol godziny przebieglam leciutko jak ta baletnica.

Ale to, co sie dzialo w niedziele, to przechodzi ludzkie pojecie. Zeby wybiegac norme tygodniowa nastawilam budzik na 6 rano. Wylaczylam go i przewrocilam sie na drugi bok, z postanowieniem - pobiegam wieczorem. A wieczorem bylo pozegnalne przyjecie u kolezanki. Z winem, szampanem i wszelkimi szykanami. Ale sie zawzielam w sobie - zapakowalam ciuchy biegackie do torby, wypilam zaledwie pol kelyszka szampana (snif), jadlam malo (snif snif) i o 19.30 dalam znak rodzinie - spadamy. Rozdzielilismy sie w centrum, przy lodziarni i pooooognalam - przez ciemny bulwar nadmorski. Troche mialam pietra, maz sie pukal w czolo (niedlugo mu tam sie taki znaczek zrobi), ale przyznaje - czulam fajne podniecenie. Mialam do przebiegniecia 80 minut. Bieglam i bieglam i bieglam, az dobieglam do domu. Niesamowite to bylo, zadyszki nawet nie dostalam.

Na mapce widac moja trase, superasna, chech, a gdyby tak obiec caly Dakar wokol? Pewnie by sie dalo. Tam jest taka petelka, ale ona sie nie liczy, to nabazgralam wczesniej moja 35minutowa trase i sie nie dalo wymazac.

Tak mi bylo fajnie po tym niedzielnym biegu, ze poprosilam trenera o dodatkowy, czwarty trening. No i mam. Za swoje.

czwartek, 21 lipca 2011

Wywiad




Kiedys sie zbiore i uzupelnie wreszcie bloga projektowego. Ale zanim to nastapi - zdjecie profesora po szkoleniu i konferencji prasowej, podczs udzielania wywiadu.



Byly trzy telewizje. Kazda chciala indywidualnego wywiadu, z dala od konkurencji. Latalismy wiec z panem Ha za nimi i gdziekolwiek przysiedli, rozstawialismy za profem banery. Co by w Senegalu wiadomo bylo, ze projekt przez RP finansowany.








środa, 20 lipca 2011

Rozne odcienie rozowosci

Po leczeniu mialam na nosie rozowe okulary. Przez okolo rok. To zreszta widac i czuc na wpisach blogowych z tamtego czasu. To byl chyba najszczesliwszy czas w moim zyciu.

Teraz jest ... pusto. Rozowosc zaszla szaroscia lekko. Czasami sie przebija, najczesciej sama musze sie jej dopatrywac. I nie wiem czy ona tam jest, czy tak bardzo chce ja widziec, a moze chce, zeby inni mysleli ze ona tam jest. Tak, teraz o szczescie musze sie bic, starac sie, czasem udawac sama przed soba, ze je osiagnelam.

Ide jutro na kontrole. Wiem, ze wsz dobrze, mam wyniki w garsci i na papierze. Zawalcze o jakosc zycia, podyskutuje o swoim cialku. Bo niestety staje sie jasne, ze bieganie nie jest tym, co zmalretowane cialo lubi. Glowa owszem. Ale nie cialo. Nad ranem budzi mnie coraz silniejszy bol srubek w biodrach - zwyrodnienie stawu, w ciagu dnia dokucza prawe biodro - odzywa sie uszkodzony trzy lata temu nerw kulszowy, po 30 minutach biegu lewa kostka zaczyna pobolewac, a wieczorem bola mnie plecy, ramiona, kosci wszelakie - pewnie efekt menopauzy. Jak powiedziala znajoma reumatolozka, ten symptom/choroba nazywa sie SKS. Wiecie co to?

Pobiegne ten maraton, nie opuszcze. Wyciagne od doca recepte na przeciwbolowe piguleczki i masci i dam rade. Ale pewnie to bedzie pierwszy i ostatni raz.
Chlip.
Powoli czas zaczac myslec o nowym wyzwaniu i pasji.
Tlko nie kazcie mi szydelkowac (zaproponowala mi to Pani Sprzatajaca).

poniedziałek, 18 lipca 2011

Pieskie zarlo

Co prawda po pieskowej puszce kicia nie zaczela szczekac, ale leje, leje po moim perskim dywanie odkupionym od zlikwidowanej polskiej placowki dyplomatycznej.

Heh, moze wyczytala w moich myslach i urzeczywistnia to, na co ja nie mialam odwagi a permanentna ochote, podczas osmiu lat tyrania obok dywanu tego?

Polska pomoc i doc



Chech, nie moglam sie powstrzymac. Doc szkolacy kobiety.

niedziela, 17 lipca 2011

Resztki i szczescie

Zmeczona jestem i szczesliwa.
Zmeczona wczorajszym wieczornym bieganiem. Zapomnialam sie porozciagac "po"i wszystko mnie boli. A, zmeczona tez jestem konferencja prasowa i szkoleniem dla dziennikarzy - kolejnym dzialaniem w ramach projektu. Znajomi dzwonia, ze jestesmy we wszystkich mediach senegalskich. Super. Ciesze sie.

Ale najbardziej sie ciesze, ze nie musze gotowac obiadu dzisiaj. Dojadamy resztki po konferencji i szkoleniu.

sobota, 16 lipca 2011

Kontrol kolejny

Od poltora roku, czyli do czasu zachorowania i pozniej wyzdrowienia, robie analizy w jednym, prywatnym (tylko takie sa) laboratorium. Kupe kasy zostawilismy u nich, ja z ubezpieczycielem do spoly. Srednio ponad 100 eurasow od badania. Laboratorium nowoczesne, skomputeryzowane, czyste, wyniki nawet mailem wysylaja, a za dodatkowa oplata przyjada do domu pobrac krew.
Niestety "mojego"markera nie robia. Pobieraja krewke i wysylaja do Francji. Troche wiec trwa oczewkianie na wyniki. Zawsze prosze o wyslanie mi wynikow czesciowych, tych, ktore sa juz gotowe po kilku godzinach (LDH, kalcemia), ktore tez jako taki obraz sytuacji daja i po ktorych mozna poznac czy cholerstwo nie wraca.
Bo wiemy, ze czekanie najgorsze jest. Skrzynke sprawdzam co godzine, przytupuje nozkami i palcami bebnie. Laboratorium tez to rozumie. Znaczy sie mowi, ze rozumie, obiecuje ze wysle i... zawsze musze do nich dzwonic z ryjem, ze nie dostalam czesciowych. Wyzywam ich od bezsercowcow albo bezkompetentnych, w zaleznosci od nastroju.
W poniedzialek robilam ostatnie badania. Z przyzwyczajenia poprosilam o wyslanie czesciowych. Potem caly tydzien sobie obiecywalam, ze za chwilke do nich zadzwonie. Zajetosc wielka mi w tym przeszkadzala, ale po poniedzialku juz na bank glowe im zmyje.

Nie zdaze. Wyniki przyszly. Calosciowe, z markerem SCC. Jestem zdrowa.

piątek, 15 lipca 2011

15 lipca, poczatek badan przesiewowych

50 kobiet przebadanych, 1 rak inwazyjny, 3 dysplazje do krioterapii, kilka polipow i innych pomniejszych problemow.
Miejsce - Yeumbeul, przedmiescia Dakaru.

I znow sie poryczalam. A kilka dni temu narzekalam, ze nic nie czuje, ze dusza pewnie w jajnikach sie miesci i dlatego ja nic nie czuje.

wtorek, 12 lipca 2011

Niewinnosc

Nie moge, to wszystko za duzo mnie kosztuje, chcialabym zapomniec o chorobie, o raku, moim raku i innych - zalilam sie docowi w chwili slabosci (pamietacie, robimy razem projekt badan i przeciwdzialania RSM na przedmiesiach Dakaru).

- to zrob swoje, dokoncz projekt, a potem odpusc, zajmij sie czyms innym - mruknal doc.

cisza

dalej cisza...

- ale ja nie moge - powiedzialam

- ale nie mozesz - powiedzial rownoczesnie ze mna. - jestes juz stracona...; szyderca - pomyslalam...



Tak, jestem stracona, tak jak Wy; stracilismy niewinnosc i juz nigdy nie bedzie jak przedtem. RAK, widze go wszedzie, czuje, placze przez niego, zyje obok, zyje dla. Skurwysyn.



Placze. Wiecie dlaczego. Wole nie pisac, bo nie wierze, ze ONA juz nic nie napisze.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Post

W Dakar zabraklo puszek dla kotow. Kicia je wiec suche i co tam jej skapnie od nas, rybki, miesko, chrzastki od kurczaka. Pan Ha przyniosl jej dzisiaj wielka puche... zarcia da psow. Wachala, skakala, miauczala, a potem fuuuj i otrzasanie lapami.

Jak sie przeglodzi ze dwa dni to zje.

czwartek, 7 lipca 2011

Bzdety pisane po polnocy

Sa takie dni, kiedy wszystko wpienia, bo wszystko idzie nie tak jak trza.
Terminy sie obsuwaja, dostawcy znajduja milion wymowek na obsuwy, a czek bedacy jedynym zywicielem rodziny w tym tygodniu ma podpis podpadajacy pani w okienku "ze ta laseczka i ten ogonek sa inne niz w speciment", a pani w okienku bynajmniej nie ma jakiejs supersofistyke technologii na ocenianie autentycznosci podpisu, tylko se na oko ocenia; kiedys taka pania przewleke przez to okienko bankowe na zewnatrz, a otworek maluski, ale pocwicze jeszcze z hantelkami na rece i dam rade. Bedziecie mi potem paczki wysylac od aresztu w Dakar. Prawda ze bedziecie??? Wrrrrrrrrrrr

Sorry za te frankofinizmy, alezem zmeczona. No i przynajmniej wicie jak Aniaha parla na codzien. Wiem, straszne to.

Cos jesze chcialam napisac. A, ze biegalo mi sie znow super. Z mieszanka jak ostatnio, kisiel postanowilam wyprobowac dopiero na 70 minutowym bieganiu w wekendzik. Nawdychalam sie dzies spalin niemilosiernie, troche mnie to martwi; mialam wizje komorek nowotworowych odradzajacych sie jak ten feniks na skutek wdychanego gowna. Ale co tam, niedlugo kontrola i badanie krwi. Alez to zlecialo - jeknal dzisiaj Dr Kasse wypisujac skierowani na badania. Wlasnie, zlecialo...

Czuje pewien dyskomfort. Pracuje z wlasnym ginekologiem. Zmienic prace czy zmienic ginekologa?

wtorek, 5 lipca 2011

Powrot mocy

W ubieglym tygodniu biegalo mi sie koszmarnie. Polamentowalam o tym troche na Maratonie Kobiet, kto chce, niech tu poczyta. Trener Kujawinski poradzil, dziewczyny z druzyny gazetowej tez. Pola jak zawsze przeszla sama siebie i znalazla takie oto rewelacje.
woda z sola cytryna i miodem oraz plynny kisiel

Dzisiaj biegalam 50 minut o 20.30; pora bardzo odpowiednia, upal mniejszy, slonce nie trzaska po glowie. Bieglam z butelka, pociagajc co 7 minut mieszanke wody, miodu, cytryny i szczypty soli. Bieglam sama, wiec z szybkoscia slimacza. I... bieglo mi sie CUDOWNIE!!! Dawno nie czulam tej lekkosci w nogach i czystej przyjemnosci z biegania. Znalazlam nawet sily, by przyspieszyc na ostatanie 5 minut, a po zakonczeniu biegu zaro zadyszki.

W czwartek wyprobuje plynny kisiel. Polu, jetes wielka!!!

4 lipca

Alma mater Pana Ha organizowala wczoraj obchody 4 lipca, czyli Swieto Niepodleglosci Wuja Sama. Napchalam sie tymi wszystkimi przekaseczkami, po ktorych czlowiek nie czuje, ze cokolwiek zjadl, a tyje jak na drozdzach. Saczac (chciwie) szampana, patrzylam z podziwem, jak Amerykanow wzrusza wlasny hymn. Az mi glupio bylo, ze oni reke na sercu, a ja w reku kelyszek.

Ale w duchu rechotalam. Tutaj demokracja, wartosci, amerykanizm, a ja z nowym fryzem, powstalym w wyniku wizyty w salonie fryzjerskim noszacym wdzieczna nazwe Djihad.