poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Tytul

Zmienilam tytul... a wlascwie poszerzylam go.
Bardziej adekwatny mial byc.
Wyszlo jak wyszlo

niedziela, 29 sierpnia 2010

Bieganie po plazy

Blog ma byc takze o bieganiu; temat raka powoli naturalnie wygasa ;), wiec zdaje relacje z moich ostatnich doswiadczen biegowych.

Bieganie po plazy wcale takie latwe i zdrowe nie jest. Obciaza staw skokowy - suchy piasek zapada sie i wymusza wieksze napiecie miesni. Mokry piasek moze byc z kolei zbyt twardy - efekt biegania jak po betonie. W praktyce jest tak, ze kazdy krok jest niewiadoma - do konca nie widac, co tam jest pod spodem, jak gleboko sie zapadniemy i w zwiazku z tym jak mocno trzeba sie odbic. Dochodzi do tego nachylenie terenu ku morzu. Jest to kolejne dodatkowe obciazenie - bieganie bokiem po pochylej plaszczyznie. Trzeci z wazniejszych problemow to plaga plazy senegalskich - smieci. Zeby sie nie potknac lub skaleczyc trzeba caly czas obserwowac odcinek drogi przed soba.

Uzbrojona w te wszystkie wiadomosci, ktore byly doskonala wymowka do skracania treningowania, robilam tak - tuz przed zmrokiem, kiedy slonce dawalo wreszcie zyc, truchtalam sobie 10 min w jedna strone, 10 w druga. Wolniutko, czerpiac przyjemnosc z widokow (na ile mi koniecznosc obserwacji smieci pozwalala), piany obmywajacej stopy i faktu, ze tamte baby to tylko plackiem na dupsku, a ja tu taka fitnesswoman jestem :):):)

Biegalam sobie w stroju kapielowym, zeby po przytruchtaniu do miejsca zakwaterowania zrobic wielkie pluuuusk do basenu. Ech, alez bylo fajnie.

Biegajac powolutku, ostroznie i nie za dlugo uniknelam wszelkich urazow. Ocean i basen lagodzily ewentualne naciagniecia. Az do przedostatniego dnia, kiedy to Pan Ha przyjechal i urzadzilismy sobie wyscigi na plazy. Uda bola bardzo :(
A w zwiazku z wyscigami rodzinnymi, nadeszla smutna chwila prawdy. Niedlugo nawet najmlodszy mnie przescignie na 100 metrow.
Ale za to ja jestem niepokonana na dlugich dystansach (echem, to znaczy dluzej trwajacych niz 10 minut).

Zaklady

Wrocilismy z wakacji. Syn leci do telewizora, bo zaraz sie mecz zacznie, bedzie ogladal z tata.


Podczas mojej choroby uciekly mi pewne smaczki rodzinne. Dzieci dorosly, pasje pozmienialy. Najmlodszy jest teraz zapalonym kibicem, zna nazwy wsz zespolow, nazwiska pilkarzy, mecze oglada. Ech...

No i padlo pytanie, kto jest za kim. Gra Marseille i Bordeaux. Najmlodszy z tata za Marsylia. Syn mowi - bo wiesz, w Marsylii gral Mamadou Niang, Senegalczyk, to chyba bedziemy za Marsylia. Ja tam nie wiem. Obie z corka trzymamy kciuki za Bordeaux. Nazwa nam sie podoba...

Remis!!!

piątek, 27 sierpnia 2010

Kuku

Tu jestem

Nie wzielam aparatu. Wiem - Dupa Jasiu jestem.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Wakacje

Znikam z Dakaru na tydzien. Jade z dziecmi na Petite Côte, pobyczyc sie na plazy i pomoczyc dupska w basenie. A wszystko to na zaproszenie kolezanki, ktora musiala opuscic Senegal na miesiac i zawiesila przyjmowanie gosci w swoim hoteliku. Bedziemy wiec prawie sami. Ciekawe, czy bedzie straszyc?

Relacja po powrocie, bo pewnie nie bedzie netu.
Buziole dla Kciukasow
i wszystkich ogolnie

niedziela, 22 sierpnia 2010

Donos

Kochana Moja Kolezanko,

Donosze Ci, ze widzialam dzisiaj Twojego meza.
Podczas Twojej nieobecnosci Twoj maz schudl bardzo. Pewnie troche z tesknoty, i troche dlatego , ze nie je - do czego przyznal sie szczerze. Za to dzisiaj zjadl u nas kolacje i wszystko mu smakowalo. Zreszta Twojemu mezowi zawsze wszystko smakuje.
Smakowalo mu tez taboulet ktore zrobilam nie z pszenicznego couscous, ale z lokalnego fonio. bo teraz taka fajna kampania jest, zeby jesc lokalnie. Na bilboardach namawiaja, zeby jesc lokalny ryz, proso, sorgo i wlasnie fonio. Jemy wiec patriotycznie.

Taboulet zrobilam z papryczka. Taka mala, zlosliwa i ostra jak Mala Mi. Wydlubalam pesteczki paluszkami. To bylo szesc godzin temu. Siedze teraz przed monitorem z lapa w szklance, do ktorej maz donosi mi lod. I pisze do Ciebie ten list jedna reka, moja Kochana Kolezanko.
Moze wiesz, kiedy przestanie piec?

Twoja Ania . Zyczliwa jak zawsze...
PS
Donosze jeszcze, ze Twoj maz pracuje takze w soboty i niedziele.

sobota, 21 sierpnia 2010

Spowiedz

Pojechalam niezle z bzdetami.

Bzdetomania jest oczywiscie kompletna bzdura, ale uswiamila mi, ze niektore moje poczynania faktycznie oscyluja na granicy racjonalizmu. Prowadze, staram sie prowadzic zdrowy tryb zycia. Ale tak bardzo chce wierzyc, ze mam kontrole nad wlasnym zdrowiem, ze w niektorych sprawach przeginam. Glownie zwiazane jest to z jedzeniem.

I jestm pewna, ze nie tylko ja tak mam.
Zachecam do ujawnienia sie z wlasnymi,nazwijmy to w odroznieniu od bzdetow - fioleczkami. Ja pierwsza: pije bakterie i zjadam pestki. Bakterie to probiotyki przywiezione z Polski, a pesteczki, coz, nie zdecydowalabym sie na kurcje "amigdalina", ale, chlechle, po zjedzeniu jablka dojadam tez pesteczki. Nie wiem dlaczego to robie. "Na wszelki wypadek"?

No - ktora pochwali sie swoim fioleczkiem?

środa, 18 sierpnia 2010

Bzdety "onkologiczne" c.d.

Albo to:
Minou kociczka kladzie sie chetnie obok mojego biodra. No tak - zly znak. Wszak koty wyczuwaja miejsca zapalne.
Chlechlechle

Przepraszam, ze mi odbija, ale popatrzenie na napisane bzdety, bardzo dobrze mi robi
:D

wtorek, 17 sierpnia 2010

Bzdety "onkologiczne"

Kilka przykladow, jak sobie mozna wywolac raka. Albo nawrot.

Robie drugi raz markery. Przychodze do laboratorium, ten sam pielegniarz co ostatnim razem - dobry znak - mysle. Wtedy przyniosl mi szczescie i wklul sie za pierwszym razem, co wowczas rowniez odebralam jako dobry znak.
tym razem wklul sie za drugim razem. Zly znak, mysle. Po powrocie do domu mam lzy w oczach z powodu wlasnej glupoty. Zal mi samej siebie...

Po tygodniu dzwonie do laboratorium, czy juz sa wyniki. Jeszcze nie ma - slysze - data odbioru ustalona za trzy dni. No tak, ale zawsze byly wczesniej, zawsze. A teraz nie ma, bo pewnie cos znalezli i powtarzaja badania. Znow - zly znak. Glupias, pieje Maz, jesli badania wykazuja cos zlego, to spiesza sie z powiadomieniem, a jak wsz ok, to idzie powoli. Wg. niego jest to wiec dobry znak.

Ja oczywiscie w zadne znaki nie wierze. Skad zatem to debilne myslenie? Tylko ja tak mam?
Ech, zeby zagluszyc poszlam pobiegac. A co tam, ze dupa chuda. Teraz jestem bosko zmeczona i smieje sie ze znakow.

niedziela, 15 sierpnia 2010

Ramadan i sprawa jedzeniowa

Jak pisalam wczesniej, dwa kilo musze nadgonic. Wydawaloby sie, ze nic latwiejszego. Za starych dobrych czasow, wystarczylo dogodzic sobie podczas weekendu, popiec ciasta w tygodniu i nie unikac ich, pogryzac miedzy posilkami, a kazdy posilek podlac winem lub piwem i sie nie ruszac za duzo.
Przyznaje - wpadlam w panike, ze znow trace wage. Moje dzialanie nie bylo wiec zbyt przemyslane. Zrobilam to, co mi pierwsze przyszlo do glowy i co slysze caly czas - jedz wiecej. Usiadlam wiec i zaczelam jesc na sile, chociaz juz nie chcialam, nie moglam, moj zoladek odmawial. Nie sluchalam wlasnych flakow, bo zawiodly mnie podczas leczenia - to wymiataly, to zapominaly dawac znaki, ze cos zjesc trzeba, albo zwyczajnie bolaly. Wiem juz, ze jedzenie na sile nie jest dobre. Skonczylo sie wielkim bolem brzucha i wymiotem wieczornym. Nie tedy droga.

Poczytalam o indeksie glikemicznym, kaloriach, przypomnialam sobie zalecenia doktora od flakow, zeby nie laczyc maki z cukrem, a juz na pewno nie dodawac do tego tluszczu i tak sobie mysle - bardzo tudne jest przybranie w sposob zdrowy. Ech, to moje myslenie, co zdrowe, a co nie zdrowe. Trzeba sobie wlaczyc ignora czasami.

Na ratunek nadszedl teraz Ramadan. Nie, zebym poscila z solidarnosci z mezem. Oj nie; wrecz przeciwnie. Jem wtedy jeden posilek wiecej i zwykle tyje troche. Bo o ilena codzien nie jadam juz po 19, to widzac jak moj maz ze smakiem zajada po zmroku swoj pierwszy posilek, z przyjemnoscia do niego dolaczam i palaszujemy razem. Wszak nie ma nic przyjemniejszego (cheche) niz wspolne rodzinne zarcie.

O Ramadanie i jego negatywnych skutkach ekonomicznych napisano tomy. Drugie tyle o szkodliwosci poszczenia w dzien i objadania sie w nocy. Mimo, ze zycie podczas postu staje sie jeszcze bardziej nieznosne, wszystko funkcjonuje jeszcze bardziej na opak, lubie ten czas. To czas swieta, przebaczenia, radosci.
No i wielkiego zarcia. Dla mnie, jest to chwila bardzo odpowiednia.
Smacznego.

piątek, 13 sierpnia 2010

Przyjemnostki dnia wakacyjnego

Rano

W poludnie

Po poludniu


Wieczorem

Wieczorem zegnalismy Ablaya (po lewej), kuzyna dzieciakow, ktory spedzil u nas czesc wakacji.
Po prawej Minou czai sie na ciasto. Albo swieczki


Pierwsza od prawej, Pani od sprzatania, gotowania, prasowania i kilku innych niechcianych czynnosci...

Swietowalismy po zmroku, bo ...
Ramadan sie zaczal!!! Glowa rodziny posci od switu do nocy. Oj bedzie sie dzialo :):):)

środa, 11 sierpnia 2010

Przyjemnosci prawie erotyczne

W jednej z nawiedzonych ksiazek mojej mamy, cos w stylu "ulecz sam dusze i cialo", natknelam sie kiedys na tabelke z wykazem schorzen fizycznych z odpowiednikami ich psychicznych niedyspozycji. Wszelkie przypadlosci w obrebie miednicy maja, wg tych madrosci, swe zrodlo w nie do konca akceptowanej wlasnej kobiecosci. Hmmm

Zanim zaczelam leczyc raka, leczylam dyskopatie kregoslupa w odcinku ledzwiowym i powypadkowe zapalenie nerwu kulszowego. Po farmakologicznym zalatwieniu stanow zapalnych, dalsze leczenie bylo bardzo przyjemne - masaze i gimnastyka.

Zajecia ze streczingu sa rowniez bardzo, bardzo. Najprzyjemniejsze sa oczywiscie cwiczenia rozciagajace dolny odcinek kregoslupa, miednice i biodra. Jak w tytule, podobny rodzaj przyjemnosci :D.
A po zajeciach, czuje sie lekko jak baletnica. Mam wrazenie, ze stapam wtedy jak moja kotka, krece leciutko biodrami. Odblokowana kobiecosc?

wtorek, 10 sierpnia 2010

:)

Wedlug tego dobrze kombinowalam z letnia przerwa treningowa :):):)

Fizjologicznie logicznie

Odebralam wyniki histpata, przysiadlam ze slownikami, chociaz juz na pierwszy rzut oka widac, ze ok, onkologiczne schizy musza sobie znalezc inne miejsca do domniemywania. Przypomne, ze dr w Polsce zajrzal tylko w kawalek na zywca, powiedzial, ze lekki stan zapalny, przepisal lekarstwa, nie chcial wyjasniac jaki powod (powiedzial, ze powodow wiele - cywilizacja, siedzacy tryb zycia - taaak puf, naswietlania, chemia, odzywianie). Wszystko to za jedyne 150 polskich zeta. Tutaj dalam sie uspic, zamknac na dwa dni w szpitalu, pobrac wycinki i wyslac je do Francji. Wydruki z Francji straaasznie madre i dlugasne. A wynika z nich, ze troche cos tam i troche bakterii jakis tam, ktore zreszta polowa ludzkosci ma. Bakterie te sie spedza lekami, ktore... przepisal mi polski dok.
Bez komentarza.

Wlasciwie wiadomosc nie jest godna publikowania. Nie moge jednak powstrzymac sie przed podzieleniem sie palacym skojarzeniem.

Skoro nic tam groznego sie nie dzieje, znaczy to, ze to pewnie zrosty pooperacyjne i ponaswietlaniowe mi dokuczaja. Zeby jednak miec pewnosc 100proc., potrzebne mi potwierdzenie dr Kocura. Zastanawiam sie wiec, jak na najblizszej wizycie opisac mu to, CO JA TAM CZUJE. I przypomnialo mi sie takie cos:
W Senegalu jada sie ostro. Osobiscie nie lubie. Za to odwiedzajaca mnie regularnie przyjaciolka Basiangha uwielbia. I gdy zasiada do stolu, krzyczy - dajcie mi te PAPRYCZKE, KTORA PARZY GDY WCHODZI I GDY WYCHODZI!!!
O, i ja czuje, ze papryczka wychodzi.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

:(

Zawieszam bieganie na kilka tygodni. Powodow wiele...
Opisany wczesniej hivernage, ogolne jakies zmeczenie. Zaczelam upodabniac sie do biegaczy kenijskich. Sylwetka, nie kolorem skory. Sprawdzilam wage i bardzo mi sie nie podoba co pokazaly cyferki. 47 kg, czyli dwa kilo mniej niz w Polsce. Przekonana jestem, ze to nic strasznego, po prostu ... hivernage i brak apetytu.
Gdzies tam jednak w tyle glowy siedzi panika. Nie zawladnela cala glowa. To raczej zdrowy rozsadek kaze zwolnic tempo i poczekac na wyniki histpatu jelitkowego (otumaniona po narkozie mialam chyba napad slyszenia zyczeniowego; cos tam profesor jednak znalazl, nie wie co, wiec wycinek pobral i polecialo do Francji na badanie), wyjasnic co mnie tam na dole gniecie, ciagnie i poboluje nad ranem, no i sprawdzic kolejny raz markery. No i musze sie nauczyc/dowiedziec jak uzupelniac mikroelementy i plyny biegajac tu, bo mi po bieganiu nogi telelepie i slabne. Jakos strategicznie trzeba to rozwiazac. Biegac z butelka? I co w tej buletlce? Na pewno nie bede pic tych wszystkich kosmicznych napojow o kolorach swiatel dyskotekowych.

Szlag. A juz tyle postow bez raka w tle napisalam...

Zamieniam wiec kardio na streczing (mniej mi wtedy zrosty w miednicy dokuczaja) i dwa seansy plywania w tygodniu. Dzieciaki za dwa dni zaczynaja swoje plywalniane kursy, dolacze do nich z przyjemnoscia. Wielka przyjemnoscia, jak ta na zdjeciu Najmlodszego.

A w temacie biegania (fuj, to Walesa wymyslil to wyrazenie, przyjelo sie, ale jest niepoprawne), mam smialy zamiar dolaczyc jesienia do grupy maratonczykow Kajmany. Oni rowniez podczas hivernage nie trenuja powaznie, tylko pobieguja indywidualnie. Tak wiec do tego czasu rozciaganie, plywanie, no i moze troche aerobiku i przebiezki malutkie.
I w ten sposob moja wrodzona beztorska z pesymistycznego poczatkiem posta doprowadzila do zakonczenia zapowiadajacego jednak ciekawa perspektywe.
:)

Widok

Zgodnie z obietnica
zdjecie z dachu

Lipcowa Weranda, pismo wnetrzarskie, prezentuje wypasiony dom i ogrod Afrykanerow z RPA. Zlota mysl wlascicieli - niewazne gdzie zbudujesz dom, wazne, jaki bedziesz mial widok... Doprawdy, w zloto, ramki i na sciane.
Kolejna pozycja mitologujaca Afryke.
Odbrazawiam.

niedziela, 8 sierpnia 2010

Hivernage

Inaczej - pora deszczowa, czyli panujaca nam wlasnie pora roku. Oczywiscie trywialna nazwa "pora deszczowa" nie oddaje calej specyfiki i grozy sytuacji, dlatego uzywamy nazwy "hivernage". Mowimy - je suis fatigué - rozmowca wzdycha - oue, oue, hivernage - znaczaco kiwa glowa i wszystko wiadomo - praca teraz to pieklo, nic nie dziala jak powinno, ale i tak mamy wszystko w d...

Hivernage to zjawisko ktore wymiata ludnosc naplywowa (bialasy) od polowy lipca do polowy pazdziernika. Ci ktorzy musza w tym czasie tu zostac, zwalniaja tempo zycia/mowienia/poruszania sie tak o 70%. Ladnie to opisal Starszy Zulawski w "Powrocie do Afryki".

Bywa, ze ulice po takim deszczu wygladaja tak:


Jak jest podczas hivernage? W skrocie: temperatura ok 33°C - odczuwalna zwykle 40°C , wilgotnosc max, cisnienie niskie i co najgorsze - zamiera wiatr. Odzywcza bryza wiejaca od pazdziernika do lipca zwana wdziecznie Alizé, podczas pory deszczowej odwraca sie do Dakaru plecami (zatem jesli na wakacje do Senegalu, to nie latem).
===
Podczas hivernage zapotrzebowanie na prad wzrasta w Dakarze kilkakrotnie - klima!!! Niestety tutejsza elektrownie fakt ten zaskakuje jak drogowcow zima w Polsce - kazdego roku sa w tym czasie kilkugodzinne wylaczenia pradu. I kazdego roku przyczyna inna, oczywiscie. W tym roku oficjalnie wyglada to tak: przez pomylke (sic!) zostala zakupiona benzyna jakosciowo troszke gorsza. To troszke uszkodzilo wiekszosc agragatow produkujacych prad dla Dakaru i kilku innych miast. Czesci zamienne przyplyna w polowie sierpnia...
===
Jak sie czlowiek czuje podczas hivernage? 1) od rana zmeczony, 2) jak w zupie; jedno albo drugie; albo jedno i drugie.
Jak zyjemy? W przeciwienstwie do wybujalej teraz roslinnosci - wegetujemy (hehehe).

...byle do listopada.

środa, 4 sierpnia 2010

Wkurzam sie

Na wszystko. Ze nasz samochod czeka od trzech miesiecy na cle, ze kasjerka na basenie spoznia sie o 30 min (musze czekac na nia na sloncu z wyjaca grupa dzieciakow - moje 2 + kuzynostwo), ze mam za oknem kuchennym to...


Mamy to nieszczescie, ze wokol nas sa trzy puste dzialki budowlane. Kazda z nich po 150 m kw i kazda warta bagatela 50 tysi euro. Wlasciciele nie kupili ich, lecz otrzymali od rzadu. Nie buduja, czekaja pewnie az teren nabierze wiekszej wartosci. Ale jak to w Afryce - przyroda nie znosi pustki. Tereny zostaly wiec zesklotowane. I tak, na tych 350 m KW znajduja sie:
- oborka dla baranow
- kurniki
- koniki (Joanno, do takich nie chcialabys sie przytulic) - zloby maja zrobione ze starych lodowek
- kupa piachu, kupiona hurtowo i sprzedawana detalicznie
- kupa wegla drzewnego/ jak wyzej
- kupa siana/ jak wyzej
- woda sprzedawana na beczki (do budow)
- punkt uslugowy - pompowanie opon i wymiana oleju
- puknt gastronomiczny - jadlodajnia pod strzecha
- skladzik wszelkiego badziewia czyli pierdolnik
W zaleznosci od nastroju, gdy na to patrze, chce mi sie smiac albo plakac...