piątek, 31 grudnia 2010

i szampańsko


echm te szampańskie asocjacje i konotacje....

czwartek, 30 grudnia 2010

Sylwestrowo

Jedziemy znów w nasze ulubione miejsce, do Somone. . Pomoczymy dupki w basenie i w oceanie, poopychamy się niemiłosiernie cudownie smakowitą kuchnią Christine i wzniesiemy toasty:
- za Stary Rok, że był dla nas jednak bardzo łaskawy przynosząc zdrowie, małe i większe radości
- za Nowy Rok, by był równie hojny i wymienionymi obfitościami obdarował nie tylko nas, ale wszystkich bliskich i dalszych znajomych, których lubimy i o których myślimy ciepło.

Jednym słowem, niech nam/Wam się darzy.
Buźka

Tu będziemy


wtorek, 28 grudnia 2010

Choinka w niebezpieczeństwie

Wygląda to bardzo podobnie. Nasza Minou pokochała choinkę od pierwsze wejrzenia.

poniedziałek, 27 grudnia 2010

... błogi czas

To taki fajny czas - między świętami a Nowym Rokiem. Jakby zawieszony w bezczasie. Czeka się na COŚ. Zawsze miałam wrażenie, jakby ten tydzień pozostawał poza kalendarzem, poza planowaniem.
Chociaż niektórzy, i ja do nich należę w tym roku, przez ten tydzień próbują nadrobić stracony czas i uporać się z różnymi sprawami, które miały zostać zakończone "do końca roku".

I znów życzenia.
Takiego błogiego odpoczynku obok ukochanego ciałka życzę
(wiedzieliście, że świnki w Afryce są czarne?)

piątek, 24 grudnia 2010

Milości, radości i zdrowia

Tego Wam i sobie życzę
kolejność do wyboru

Żebyśmy podczas tych świąt czuli otaczającą nas miłość, by nas radość rozpierała i by zdrowie dopisało.

Ania

I Wigilia była przy świecach
(dopisek z 25 grudnia)

czwartek, 23 grudnia 2010

Przedświątecznie

W ubiegłym roku mieliśmy święta na bogato. Dumni z nowowybudowanego siedliska gościliśmy moją przyjaciółkę z jej dziećmi i Basianghę z Polski. Mój mąż zwykle narzeka, że musi podwójne święta obchodzić - muzułmańskie i katolickie, bo to podwójny wydatek. Tym razem wspiął się na wyżyny wspaniałomyślności, znosił do domu wszystko, co mi się zamarzyło. Większą choinkę, więcej ozdóbek, jakieś okropne francuskie ciasta sam z siebie kupił. Bardzo staraliśmy się, by nie przygniotło nas pytanie - czy aby to nie nasze ostatnie wspólne święta?

W tym roku nie ma gości, nie ma terminalnych podtekstów, wiec... mieliśmy ochotę zbojkotować święta (Polu, zazdraszczam). Ze względy na dzieci coś tam jednak robię. To COŚ oczywiście rozrasta się coraz bardziej. Cholerne grzybki jak zawsze kipią, szampańska kapusta kiszona się gotuje wywołując u repetytorki dzieciaków i pani sprzątającej odruch wymiotny, piąte, szóste i siódme ciasto się piecze (pierwsze zostało już zeżarte przez pracowników męża). I jakoś to wszystko łatwo i szybko się robi. Może właśnie dlatego, że wcale nie musiałam, tylko miałam ochotę COŚ tam zrobić.

Warunki jakie nam elektrownia stwarza w tym roku, wymagają podejścia strategicznego. Zgromadziłam więc na blacie kuchennym wszystkie sprzęty elektryczne potrzebne do mielenia, przecierania, ubijania i rozdrabniania obok produktów, które temu mieleniu, przecieraniu, ubijaniu, rozdrabnianiu muszą podlec i .... zaczaiłam się na prąd. Koło godziny jedenastej euforia - jest, pojawił się, mamy prąd. Rozdwoiłam się i zmieliłam, przetarłam, ubiłam i rozdrobniłam w tempie kosmicznym. I gdy prąd wyłączyli po półtorej godzinie, zadowolona z siebie opadłam na kanapę z dziką satysfakcją: 1:0 dla mnie w starciu z prądem; zrobiłam wszystko co chciałam.

Ech, gdzież to mi przyszło żyć...

wtorek, 21 grudnia 2010

Tralalala

I dzisiaj nie boli; juhuhuhu tralalala.

Czuję trochę mięśnie, ale miednica, kręgosłup i pozostałe kości w normie własnej, czyli coś tam gdzieś tam, ale na pewno nic nie przeciążyłam.

Ach, i wygrałam dzisiaj bardzo dużo pieniędzy.
Szkoda tylko, że w monopoly...

Ulubiony żart Średniej:
do sklepu zabawkarskiego przychodzi facet, wybiera najbardziej wypasiony i najdroższy model samolotu z klocków lego. Idzie do kasy i płaci... banknotami z monopoly. Sprzedawczyni - ależ proszę pana, to nie są prawdziwe pieniądze; a on na to - ależ to też nie jest prawdziwy samolot.

uhhahahahaha
z tą moją wygraną, to jak ze snem, w którym jesteśmy straaaaasznie bogaci
rano trochę szkoda.....

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Sztuka powstrzymywania się ;)

Syn zwagarował swój sobotni sport. Zamiast grać w kosza wolał zostać w domu czekając, aż mu prąd do kompa podłączą. Ale ja nie zwagarowałam. Wyciągnęłam męża znów na chodzeniobieganie. Trasa obcykana z zamkniętymi oczami, więc zaczęły mnie się czepiać głupie myśli - wiesz, dobrze by nam zrobiła terapia małżeńska. Albo wspólny kurs tańca - oznajmiłam mężowi. Najpierw się obruszył, potem przestraszył - ale przecież nie przechodzimy kryzysu - na koniec chciał się w piersi bić - to powiedz co robię źle albo co Ci nie odpowiada - no właśnie, przecież on kompletnie nie wie o co mi chodzi. Chodzi mi, żeby było lepiej, fajniej, intensywniej. Ale żeby mu całkiem nie psuć soboty temat zamknęłam. Do czasu.

Niedziela zaczęła mi się bardzo wcześnie, przed 6 rano. Smutna okazja kazała mi pojechać do koleżanki, potowarzyszyć jej podczas mszy (koleżanką zakonnicą jest) i podtrzymać trochę na duchu. Zdziwiło mnie, że około 6.30, gdy ciemności spowijają Dakar, naliczyłam siedmiu biegających mężczyzn. Przy czym dwóch o mały włos nie przejechałam, powinni kurcze coś odblaskowego na sobie mieć. Maż mi wytłumaczył, że o tej godzinie nigdy nie jest gorąco i takie bieganie przed świtem jest dość popularne. O, i dowiedziałam się czegoś nowego.

W niedzielę po południu wyciągnęłam całą rodzinę (zgodzili się, bo znów prądu nie było) na bieganiochodzenie (zauważacie tę subtelną różnicę między chodzeniobieganiem a bieganiochodzeniem?) do Parc de Hann, jedyny w Dakarze park, konkretniej park leśny. I olśniło mnie - tam jest idealne podłoże do biegania - ścieżki. Porządna rozgrzewka, wolniutki bieg z przerwami na chodzenie, rozciąganie. Rozmów o pogłębianiu więzi małżeńskich  nie przeprowadzałam, skupiliśmy się tylko na rozśmieszaniu Średniej, która w ciężki wiek weszła, w którym wszystko jest nieciekawe i do d.... Udało nam się przywrócić uśmiech na buzi i radość życia na tyle, by po powrocie zaczęła robić łańcuch ba choinkę. Dzisiaj skończyła. Trzy metry z okładem.

A dzisiaj rano obudziłam się znów o 6. Wsłuchałam się w moje ciało, po wekendowych ekscesach żaden nowy ból się nie pojawił. Poszłam więc na salkę. Pobiegałam 30 minut na bieżni ruchomej, nawet zrobiłam 4 x 90 sekundowe, wolniutkie podbiegi (komputer pokazał 3,5, to pewnie ma znaczyć nachylenie o kącie 35 stopni) i na koniec dwie 90 sekundowe przebieżki. Potem trzy serie na rączki i tak podładowana poszłam na godzinny strech. Teraz wieczorkiem czuję się mile zmęczona. Zobaczymy jutro.

Przyznam się do czegoś. Bardzo ciężko mi było powstrzymać się i nie próbować szybciej biec, a na rozciąganiu mocniej pogłębiać i naciągać. Z żalem patrzyłam, na ćwiczącą obok mnie Amerykankę. przecież to ja zawsze mogłam zrobić głębszy skłon i dalej te ręce położyć, a dzisiaj ja przy niej jak nowicjuszka. Ale dumna jestem, nie dałam się wkręcić własnej głupocie i poprzestałam na poziomie pań pięćdziesięcioletnich. Buuuuuuuuuuu Po zajęciach porozmawiałam o tym trochę z instruktorką. Obiecała puszczać do mnie oko, jak się zapomnę i zacznę znów udawać Schwarcenegera.
A po południu obserwowałam Średnią na zajęciach z baletu. Jakiś czas temu zgadałam się z Marciochą, która bardzo rozciągnięta jest, że ja nie jestem, ale Średnia bardzo. Czemu więc dziecku odmawiać, tym bardziej, ze wytrwałe jest, po krótkim szkoleniu jakie latem dała jej Mbarou ćwiczy codziennie i już szpagat robi. Średnia chodzi na balet od trzech miesięcy i uważam, że każdej dziewczynce, ba, jak pokazuje przykład Marciochy - każdej kobitce by się to przydało. Pierś do przodu, głowa do góry, barki ściągnięte, biodra wypchnięte i ... cały świat do nas należy. Popatrzyłam z przyjemnością na te większe i mniejsze, lżejsze i cięższe. Przynajmniej one nie będą się garbić, chylić, stać jak ciumcie. Nie, żebym jakąś wielką estetką była; o świadomość własnego ciała i zdrowie tu chodzi.

Marciocha spytała mnie, czy obserwując małe sama nie miałam ochoty popląsać. Nie. Od samego patrzenia mnie bolało.

sobota, 18 grudnia 2010

Szczęśliwego Nowego Roku

muzułmańskiego, który rozpoczął się dwa dni temu. Świętowaliśmy Tam Kharit czyli Dzień Odpuszczenia Win (po arabsku miesiąc ten, czyli można powiedzieć styczeń, zwie się chyba muharrama). Nie wchodząc w opisy obchodów religijnych, znaczenia święta w Islamie itd., bo się na tym kompletnie nie znam, powiem tylko, że to moje ulubione święto. Pewnie dlatego, ze skromne w swym ceremoniale.

Nikt nie czuje przymusu zakupu nowych ubrań, baranów, prezentów. Nocne modlitwy poprzedza świąteczna kolacja, na którą ja osobiście czekam cały rok. Jemy ciere, czyli drobną kaszkę zrobioną z prosa, taki prosowy kuskus który wygląda jak mokry piasek, wymieszany z rożnymi śmieciami (stad jego nazwa - salté) jak malutkie kuleczki mięsne, groszek, fasola, rodzynki. To wszystko polane gęstym, ciemnym sosem mięsnym, z gotowaną baraniną, wołowina i kurczakiem. Ciężkie i sycące. Ale jakie dobre.
(zdjęcia ni ma z powodów wiadomych)


Po kolacji zaczyna się jednonocny karnawał. Chłopcy przebierają się za dziewczęta, dziewczęta za chłopców i wychodzą na ulicę by zaczepiać przechodniów i prosić o jałmużnę. Bębnią przy tym w bębęnki albo zwykłe puszki odwrócone do góry dnem i śpiewają: Tadziu bin, wole/ sama tadź bi, wole/ Abdou Dziambar/wole....  co literalnie nic nie znaczy (językoznawcy czegoś by się tam doszukali). I jak to w prawdziwym karnawale, porządek moralny ulega odwróceniu - co znajdziesz, to Twoje. Mąż nam opowiadał, jak to w dzieciństwie zakradał się z braćmi do sąsiadów i podkradał kurczaka, cukier albo herbatę. Na jego słowa zareagowałam dość nerwowo, wszak gnojek który zwędził mi aparat znalazł go także pod siedzeniem mojego samochodu.

Nasze dzieciaki też się poprzebierały, ale jakoś nie miały serca by łazić po sąsiadach i wyczyniać facecje. Kilka lat temu razem w Najstarsza dali popis na osiedlu taki, że za zarobioną kasę mogli objadać się słodyczami i czipsami przez calutki tydzień. W końcu nieczęsto widuje się białe dzieciaki śpiewające po woolof, tańczące po woolof i po woolof proszące o jałmużnę.

czwartek, 16 grudnia 2010

Odradzam się

biegowo po miesiącu bez biegania i bez sportów wszelakich, poza kilkoma radosnymi plumkaniami w oceanie i basenie. Może to za dużo powiedziane - odradzam się, raczej mam taki zamiar i taką podjęłam decyzję. Ból w dolnej części kręgosłupa odpuścił może nie do końca, ale w stopniu bardzo znacznym, został też ten niezidentyfikowany ból kości, pochodzenia prawdopodobnie reumatycznego. Nie przekonam się, czy z tym można biegać, jeśli nie spróbuje.

Na to konto wybrałam się w niedzielę z mężem na siedmiokilometrowy marsz. By dotrzymać mu kroku, musiałam moimi krótkimi nóżkami szybko przebierać i wydłużać krok dość mocno. Wróciłam załamana z powodu mocno odczuwanego zmęczenia i bólu ud z tyłkiem, w różnych dziwnych miejscach. Kładłam się spać z wizją porannego bólu wszędzie i wszystkiego, tym bardziej ucieszyło mnie, ze nie bolało prawie nic i prawie nigdzie. Więc klamka zapadła - wracam.

Obiecałam sobie, że do końca stycznia nie będą sprawdzać ani czasu, ani dystansu. Że zaprzyjaźnione biegowe blogi będę czytać dla przyjemności i nie będę próbowała poprawiać swoich wyników. Nie tędy moja droga, widocznie za wcześnie dla mnie na dłuższe bieganie.

Basiangha zrobiła mi małą sesję foto na bulwarze nadmorskim.



Gdy tylko się przebrałam, pojawił się znikąd Pan Dredziarz sportowiec.
Najpierw tylko wchodził w kadr obok mnie
 a ostatecznie zepchnął mnie poza i zajął go całą swoją barwną osobą


Gdy zaczął nas zapewniać, że pod spodniami ma równie ładnie ukształtowane mięśnie, pożegnałyśmy się szybciutko machając zaobrączkowanymi rączkami.

piątek, 10 grudnia 2010

(nie)kulturalnie

Dzisiaj rozpoczal sie Festival Mondiale des Arts Negres, trzecia edycja. Pierwsza odbyla sie w Dakarze w 66 (opisywal ja Kapuscinski), druga w 77 w Lagos, teraz trzecia, odkurzona przez prezydenta. Wydarzenie bardziej polityczne niz kulturalne i na pewno nie na skale swiatowa.

Nie bede chodzic na spektakle, nie bede zdawac relacji. Powalilo mnie kilka wydarzen, miedzy nimi:
  •  facio ktory myje mi samochod zwinal moj aparat fotograficzny schowany pod siedzeniem kierowcy (nic mu nie udowodnie, sprawa przegrana),
  • pewna pani profesor ktora dwa lata temu byla w polsce na waznej konferencji opowiadala wczoraj w ambasadzei fr na koncercie chopinowskim, jak to wlasnie byla w wawie, dokladniej w wilanowie, jakie to krolewskie przyjecie tam bylo i koncert i kolacja. slowa o waznej konferencji,
  • jestesmy tu jak wyspa, polska dyplomacja nie zna Afryki, ale co gorsza, nie chce jej poznac (takim eufemizmem opisze bardzo oglednie dzialania dyplomatyczne),
  • i jeszcze kilka innych

wtorek, 7 grudnia 2010

Rok temu

Nie mialam pomyslu na posta, wiec zamieszczam list od radiologa do chirurga, jaki zostal wystosowany rowno rok temu, bo... rowno rok temu skonczylam radiochemioterapie i zaczelam przygotowywac sie do operacji.

Cher Maître et ami,

Vous avez bien voulu nous adressser Madame Anna Haris âgée de 37 ans, suivie pour un carcinome
épidermoïde du col utérin clasée Stade Ib2, pour une radiotherapie pré opératoire.

Il s'agissait d'une tumeur bourgeonnante de 3 cm sans envahisseement paramétrial.

Le bilan d'extension ne retrouvait pas d'atteinte vésicale, rectale ou distance.
Nous avons dès lors réalisé une radiochimiothérapie concomitante:
  • radiotherapie au Cobalt 60 sur le volume cible pelvien à la dose de 46 Gy en fractions de 2Gypar 4 champs du 04/11/09 au 07/12/09
  • chimiotherapie concomitante type Cisplatyl hebdo à 40mg/m2.
Nous vous l'adressons, Cher Maître, pour une chirurgie complémentaire à 4-6 semaines, comme prévu.

Bien à toi
(podpis)

Voila, takie sobie lisciki sla miedzy soba dakarscy lekarze

niedziela, 5 grudnia 2010

15 tysi, a tak malo komow???

moze ktos wie, co znaczy ten tytul

Gustibus...

Leniwa niedziela. Nie lubie. Nie cierpie leniwych niedziel. Lubie aktywne, wyczerpujace, meczace.

Dzisiejsza byla pol leniwa. Nastawilam zupe - krupnik, kazalam mezowi, ktoryy wlasnie uwielbia takie leniwe niedziele (czy ja pisalam juz, ze my sie kompletnie nie dobralismy pod tym wzgledem?), pilnowac (chyba zrobilam podwojny wtret, jesli to w ogole mozliwe). Wiec mial pilnowac tej zupy, to znaczy gdy sie zagotuje, zmniejszyc gaz, po 40 minutach dowalic kasze, po kolejnych 15 warzywa, ktore juz pokroilam w kostke. Tylko nie powiedzialam, ze trza wylaczyc po nastepnych dzisieciu....

Wrocilam z plazy z dzieciakami i przyjaciolka i jej dzieciakami po 3 godzinach. Kasza przywarla do dna garnka, ale zupa byla, hm, co by nie powiedziec - zna-ko-mi-ta. Maz przesiedzial cale trzy godziny przy internetowych srablach, cud, ze zupa sie nie przypalila. Trzygodzinny wywar z wolowiny, cudo.

Jesli chodzi o dzisiejsza niedziele -  kazdy mial to co lubi. Ja poplumkalam z dziecmi, on podomkowal.

sobota, 4 grudnia 2010

Wybrzeze Kosci Sloniowej

Odkad osiadlam w Senegalu, z ciekawoscia przygladam sie zyciu politycznemu w calej Afryce Zachodniej, przez kilka lat zajmowalam sie tez tym zawodowo. Moze do Polski dotarly odpryski tego, czym tutaj ludzie zyja - wybory w Gwinei i wybory na Wybrzezu Kosci Sloniowej. Ten drugi kraj od dzisiaj ma dwoch prezydentow. Jeden - Alassan Ouatara zostal ogloszony prezydentem przez niezalezna Komisje Wyborcza, a niezawislosc wyborow potwierdzona przz miedzynarodowych obserwatorow. Drugi - dotychczasowy i odchodzacy prezydent Laurent Gbagbo, nie uznal wynikow, a sprzyjajaca mu Komisja Konstytucyjna anulowala wyniki komisji i oglosila jego zwyciestwo.

Ouatara jest z polnocy, jest muzulmaninem. Wyglada na to, ze spoleczenstwo wybralo wlasnie jego. Po ogloszeniu go prezydentem przez Komisje Wyborcza, prezydentem uznala go Francja, USA i wiekszosc krajow afrykanskich.

Gbagbo jest katolikiem, rzadzi od wielu lat i wszyscy maja go dosyc. Po utraceniu nietykalnosci grozi mu trybunal miedzynarowy za wiele paragrafow. Przewodniczacy Komisji Konstytucyjnej to jego kumpel. Jego zwyciestwo uznaly tylko trzy panstwa: Libia (wiadomo - Kadafi zawsze w poprzek), Angola i RPA (???). A takze ...wojsko.

Wybrzez Kosci Sloniowej ma żyzne ziemie, bogate zloza mineralne, przyjazny klimat. Czy grozi mu wojna domowa?
Zastanawialismy sie z mezem wczoraj wieczorem, czy przypadkiem miniona noc nie bedzie rozstrzygajaca. Czy moze Francuzi zdecyduja sie jak Amerykanie w przypadku Ortegi - zdjac go z piec minut i przywrocic porzadek konstytucyjny? Noc minela i nic w tego...

piątek, 3 grudnia 2010

Pozegnanie

Odeszla Kasia. Od niej wszystko sie zaczelo. Wszystko, czyli moje blogowanie, odkrycie Poli, Chustki... Cala ta internetowa przestrzen, wymiany zdan, zarty.

Tytul jej bloga - "chorowanie na raka bez smiertelnie powaznej miny" - znamienny. Kasia przechodzila swoja chorobe tak...normalnie. Zartujac, podsmiechujac sie z sytemu, a gdy bylo coraz trudniej, skupiajac sie na tym co dobre.

Kasiu, bedzie mi Cie brakowac. Bardzo.

czwartek, 2 grudnia 2010

Dzisiejszy dzien

Strach ma wielkie oczy.
Przed wejsciem do kliniki.



 Pola pyta o temperature. Coz, skoro w Polsce mrozy, to tutaj wyraznie sie ochladza. Ale na palmie przed klinika nie ma sniegu
ani na tych nad moja glowa na basenie.

Wedlug informacji na tablicy, okolo godziny dziesiatej temperatura powietrza wynosila 29,2°, wody 26,3°. Dalej, zazdraszczac.....

Cha cha cha

Tak moglby sie zasmiac dr Kocur z mojego powiekszonego gangliona (wezla chlonnego) pod pacha, ktory okazal sie zaczopowana pora (porem? eeeeeee) powiekszona do wielkosci kulki grochu. Cale szczescie Kocur uwielbia medycyne i uwielbia pomagac pacjentom, wiec uprzejmie zapytal, czy nie zmienialam ostatnio dezodorantu. No zmienilam oczywiscie, na mezowski silniejszy, bo przez menopauze poce sie intensywniej. Zrobil mi wiec wyklad o dezodorantach.  Teraz uwaga - mam trzy wyjscia: albo bede smierdziec, albo bede dalej uzywac antyperspirantow i byc moze zmagac sie z wyskakujacymi kuleczkami, albo zastosuje metody alternatywne - jakies pudry, mieszanki zapachowe na bazie produktorw naturalnych (co pewnie bedzie sie = pierwszej opcji). Co radzicie?
Bof, alez problem, nie? Poczulam sie jak jakis paranojak.

A co do mojego bolacego zadka. Skoro nie jest to rak, dyskopatia jest bardzo umiarkowana, a bol tepy, zlokalizowany gleboko i rozlany na calym pasie biodrowym, a nie skupiony tylko na kregoslupie, Doc podejrzewa ... reumatyzm. Przekazuje mnie zatem w rece swojego kolegi, profa od reumatyzmu. Normalnie pewnie bym olala, ale:
  • chce biegac
  • nie chce, zeby bol budzil mnie o 5 rano.
Wiec sie pewnie wybiore. I to niedlugo, zeby moc sie jednak przygotowac do wyscigu na 10 kilometrow w polowie marca.

Wieczorem
Na okolicznosc mojej potencjalnej choroby reumatologicznej: tylko dopuscilam do siebie mysl, ze to wlasnie najzwyklejszy ischaiz moze byc, zaraz mi sie przypomnialo, ze polowa mojej rodziny na to cierpi. Od razu zaczely mnie tez bolec oprocz d...y: kostki, kolana, lokcie i barki.
Moze to wiec jednak... paranoja?

środa, 1 grudnia 2010

Raport z niebiegania

Tytul bardzo dobrze oddaje stan - nie biegam, ale mimo to mam co raportowac. Bo obmyslilam sobie kolejny plan.

Nie biegam ani nie cwicze od trzech tygodni. Korzonki, zapalenie, rwa kulszowa czy jak to tam zwac, uniemozliwiaja skutecznie bieganie i fitness niestety tez. Epizod szpitalny i narkotyczne prochy (celebrex - bynajmniej nie dla celebrytow i drugie jakies zapomnialam - oba odradzam) wyeliminowaly ostry bol, ale sam stan zapalny sie chyba cmi, bo bol jest taki jak przed epizodem, czyli lagodnie mowiac - doopa.


Wymyslilam sobie, ze najwazniejsze to zlokalizowac zrodlo bolu. Moze sie to okazac dosc trudne, biorac pod uwage co mam w opisie rezunansu - T1 i T2 z lekkimi cechami hyperdensji spowodowanymi prawdopodobnie przez radioterapie; lekka dyskopatia L4, L5. Czy jest mozliwe, ze boli mnie tam ponaswietlaniowo? Czy radioterapia moze skutkowac bolem? Takim rozlanym, tepym, trudnym do okreslenia. Moze ktos z czytelnikow mi podpowie??? Zadam to pytanie dr Kocurowi - jutro rano kolejna wizyta.

 Jak widac wszelkie plany sportowe zawieszone na haku. W Toubab Dialaw na zielonej szkole znosilam to nawet calkiem dobrze, bo dzieciaki generowaly cala moja energie i uwage, poza tym kilka razy udalo mi sie poplywac w oceanie. Ale od czasu powrotu do Dakaru znow zaczyna mnie nosic. postanowilam wiec wyprobowac kurs tanca orietalnego. Umowilam sie z pania prowadzaca, ze bede chodzic za darmoche przez tydzien i jesli to krecenie biodrami bedzie mi sluzyc to sie zapisze. Namierzylam tez grupe "szybkochodzacych". W niedziele o 8 rano wyruszaja spod uniwersytetu i ida do latarni na Mammel szybkim marszowym krokiem - 12 kilosow. Troche to erzatz w stosunku do biegania, ale co mi szkodzi.  Dolacze.

Swoja droga dziwne - od niecwiczenia schudlam - znow 49 kilo.

poniedziałek, 29 listopada 2010

pokuta on line

Marciocha mi podeslala.
Jest po prostu - boskie.

Praca

Probuje pracowac. Przy kompie. Pan w pierdolniku za oknem tez. Dzisiaj jego praca polega na wybijaniu dekielkow z metalowych stulitrowych beczek po oleju. Ile uderzen mlotka potrzeba by wybic jeden dekielek? Stu?


Szkoda, ze moja klawiatura nie klapie z rownie ogluszajacym loskotem.

Toubab Dialaw 1

Tak sie nazywa miejscowosc, w ktorej spedzilam z klasa Najmlodszego piec dni. Piec dni pieknych i strasznych...
Espace Sobo Bade, to hotel, pracownie rzezbiarskie, batikowe i taneczne. Architektura, ktorej nie sposob z niczym porownac...

male, kradzione zdjecie; trudno
wieczorem wstawie wiecej

i wszystko byloby cudnie, gdyby nie dwie mamusie towarzyszace, ktorym sie chyba role pomylily i ktore myslaly, ze jakimis inspektorkami sa, wiec wszystko krytykowaly, wszczynaly awantury, takze przy dzieciach. Efektem zapindzialam jak dziki osiol, gdy one tokowaly.

Ale bylo warto. Poobserowowac wlasnego synka w grupie. Niesmialy gosc z niego i wrazliwy. Chetny do pracy w grupie, kreatywny. Ale co by nie mowic, chlopcy w tym wieku ustepuja dziewczynkom na kazdym polu. One blyszcza inteligencja, urokiem, ba, czystoscia, oni.... Madame, madame, a Jamil (synek moj) wklada palce w swoje skarpetki i potem mi je podtyka pod nos, a to straaaasznie smierdzi - przesliczna Malika sprowadza mnie na ziemie w zachwytach nad Najmlodszym. W Malice kochaja sie wszyscy chlopcy. Synek na koncu zrehabilitowal sie, kupujac jej kolczyki koloru fuksji. Malika wygladala w nich przeslicznie. Ma chlopina gust, przynajmniej jesli nie w kwestii zapachow, to napewno kolorow.

Troche sie balam jak zniose to zdrowotnie. Zarlam na noc jakies strasznie silne prochy na bol dolnego kregoslupa. W ulotce napisano, ze uzalezniaja, usypiaja, powoduja zaniki pamieci i ... wzrost agresji. Bardzo sie wiec pilnowalam, zeby dzieciakom lbow nie poukrecac.
A wczoraj patrze, kuleczka mi wyskoczyla w dolku pachowym. Jak groszek, boli lekko przy dotyku. To pewnie wezel chlonny. Obmacalam sobie wszystkie miejsca, gdzie wedlug mojej znikomej wiedzy mieszcza sie wezly chlonne i nic innego nie znalazlam. Podobno wezly sie powiekszaja czesto i z byle powodu. I na pewno juz nie raz w przeszlosci mi sie powiekszyly, czego nie zauwazylam. Ale teraz zauwazylam i swiadomosc z podswiadomoscia maja wiec nowa pozywke do wyczyniania dzikich harcow.

Cdn...

środa, 24 listopada 2010

dzieciaki dziewieciotelnie to zaraza

Towarzysze klasie mojego synka na zielonej szkole
Jest.... ciekawie. Dakareskie dzieciaki z zamoznych rodzin, kompletnie nie znajace swojego kraju...

Do piatku

czwartek, 18 listopada 2010

niefortunne skrety albo zimna sala do rezonansu

Baran podobno był piękny. Biały, łagodny i śliczniutki. Zdjęcia są na komórce, ale skoro kabelka nie mamy, to chętni muszą przylecieć by zerknąć.

A piszę podobno, bo go nie widziałam. Pogięło mnie, spędziłam uroczy dzionek w klinice podpięta do kroplóweczki i dostałam zakaz opuszczania łóżka przez dwa dni. Plecy dokuczały mi coraz mocniej, pojechałam więc do kliniki z nadzieją, że skończy się na jakis zastrzykach. Zaparkowałam na parkingu, zgasiłam silnik, otworzylam drzwi, wysiadając wystawiałam jedną nogę i ... drugiej już nie zdołałam.
W sumie dobrze, że to się stało na parkingu kliniki, a nie na przykład marketu, che che che.

Aha, a  w ubiegłą sobotę zrobiłam dwa rezonansy. Dolnego kregosłupa wykazał dyskopatie, a ten porakowy w miednicy nic nie wykazał, hurrrra, zresztą wiedziałam, że tak bedzie. Widziałam przez szybkę, że pan technik przygladał się obrazowi na monitorze bardzo intensywnie, więc oczywiście nie mogłam sie pohamować i po badaniu pytam - co, niewiele tam znalazles; ani macicy, ani jajników, ale zapewniam - tranwerstytą nie jestem. Moje durne poczucie humoru wlaczyło się jak zawsze w lekkim stresiku. A że jednak sie zacukałam świadczy fakt, że w przebieralni zostawiłam biustonosz. Koleżanka piguła mi go odda na naszej polonijnej imprezce z okazji Szięta Niepodległości.

Swoją drogą to połamało mnie pewnie też przez to badanie. Dwa rezonansy, jeden po drugim to 2 x 35 minut w wymuszonej pozycji z blacha pod ta bolącą czescia i w zimnym pomieszczeniu. No i już więcej nie będę wysiadac z samochodu jak lale na filmach - najpierw jedna nóżka, potem druga. Pamiętajcie - trzeba na siedzeniu skręcić tułów i nogi i wysiąść przodem.


Tabaski to bardzo rodzinne święto. Mieliśmy je spędzić u mamy męża w Mbour, 80 km od Dakaru. Mama męża wszystko przygotowała na nasz przyjazd, dzieciaki poumawiały się na psoty z kuzynostwem. Zadecydowałam więc, że M jedzie z dziecmi beze mnie. I to była dobra decyzja. Rodzinka swiętowała, a ja spędziłam dwa dni w łóżku z Bournem i z tableteczkami lekko zmieniającymi swiadomość. Fajnie było.
A jutro przylatuje Basiangha. Youpii

środa, 17 listopada 2010

Tabaski, godzina "0"

Przed dziesiątą mężczyzni wrócili z meczetu. Dzieci wyprowadziły baranki. Mężczyzni zdjęli swoje odswiętne ubrania, by nie pobrudziła ich bryzgająca krew. Później położyli barana nad wykopanym dołem, do ktorego ściekać ma krew. Krotka modlitwa - Bismillah (w imię Allaha) i jednym mocnym ruchem, bez odrywania noża od ciała barana, przecięli tętnicę szyjną...

Później zdejmuje się skórę, rozbiera mięso na części. Najpierw wątroba i zeberka idą na grill, potem gotuje się mięso, dużo mięsa, wszędzie unosi się ten zapach, co by nie mówić - bardzo smakowity...

Okrutne? Nie. Tradycja nie podlega wartościowaniu uniwersalnemu.







piątek, 12 listopada 2010

wywalilam

post o biologicznym

zeby mi tu nie smierdzialo i nie zasmiecalo

środa, 10 listopada 2010

Sprawozdanie "biegowe"

Z bieganiem krucho. Dol plecow boli, przyslowiowe "korzonki" i boczki biodrowe tez. Nie wiedzialam co z tym zrobic, bo komu o tym powiedzialam, to sie pukal w glowe, ze z dyskopatia, a biegam. Wlasciwie nic mi w bieganiu nie przeszkadza. Czuje sie fantastycznie po biegu, endorfiny niosa mnie do konca dnia. Ale nastepny ranek zaczyna sie wscieklym bolem bioder i plecow. Poszlabym chetnie do fizjoterapeutki, ale masaze jako stymulujace przy raku niewskazane. No ale ja przeciez nie mam raka...


Za rada DSS wspomnialam o bolacym zadku dr Kocurowi. Wyslal na badania, a biegania wcale nie wysmial. Zreszta od samego poczatku mi dopingowal i opowiedzial juz ze trzy razy, jak to jadl obiad z Lancem Armstrongiem. Do czasu wynikow rezonansu robie wiec tak: chadzam dalej na sale, glownie na strech i cwiczenia silowe, truchtam troche, glownie na biezni ruchomej, ktora dostosowana do mojej wagi choc troche zamortyzuje podskoki. Bo niestety w Dakarze nie ma nigdzie dobrego podloza biegowego, wszedzie beton lub asfalt. Zaluje, ze nie moge wiecej i szybciej i pocieszam sie, ze moze to tylko przejsciowy problem, jak to mialo miejsce u Gosi (7 akapit)

wtorek, 9 listopada 2010

Bissap ziółko

Na skolatane dzisiaj nerwy i palace poczucie wstydu popijam lokalne ziolka. Cha, pisalam, ze to bywa niebezpieczne? Alez ja popijam lokalne ziolka z apteki. Pierwsza paczuszka nazywa sie Aromatyzowany Bissap i jest na bazie hibiskusa, ale nie tego ozdobnego, tylko takiego o miesistych kwiatach:


Hibiscus sabdariffa
Schlodzony, z lodem i z duza iloscia cukru to narodowy napoj Senegalu. Doskonale gasi pragnienie i ma cudowny slodko-kwasny smak.Wspaniale smakuje z dodatkiem miety lub wymieszany z rozpuszczonym w wodzie owocem baobabu i mlekiem - smakowity koktajl. Bissap wzmacnia, oczyszcza, przyspiesza przemiane materii. I wydaje mi sie, ze jest antyoksydantem, chociaz nie szukalam nigdzie potwierdzenia.

Ja popijam na cieplo mieszanke: bissap, mieta, i citronella (trawa cytrynowa, ale ta pierwsza nazwa ladniejsza). Poslodzilam miodem, pycha.

Suchar,

jakby powiedziala moja siostrzenica, siara, albo jak kto woli - dalam czadu.
Rozszlochalam sie na dzisiejszym pobraniu krwi jak ostatnia histeryczka. Pan tradycyjnie mial problemy z wkluciem sie, probowal raz, drugi, potem raczke zmienil, a ja na to w bek. On zaczal przepraszac, myslal biedny, ze sie boje igly, albo co. Po pomoc polecial i za chwile dwie osoby mnie przepraszaly, uspokajaly; cyrk jakis. A ja nie ze strachu, tylko z napiecia sie rozplakalam. Bo wiode sobie normalne, fajne zycie, a tutaj od tych kilku glupich kropelek krwi zalezy, czy ono jutro bedzie wygladac tak samo. Moze inne cele bede miec przez te kropelki? Takie krotkoterminowe i ostateczne - co komu w testamencie.
Siara jednym slowem.
Chyba zmienie ze wstydu laboratorium.

Ale moje, jakze pozalowania godne, zachowanie, ladnie sobie przetlumaczylam. Od trzech dni hormonow nie bralam. Bo sie skonczyly i jakos nie dokupilam. Bylam wiec chwilowo niepoczytalna. Z laboratorium wystrzelilam szybko do apteki, zakupilam zyciodajna estreve w zelu i zaraz po wyjsciu, jak jakis narkoman na glodzie, rozpakowalam pudelko trzesacymi sie raczkami i szybko wtarlam sobie jedna doze w lydke. Po chwili zastanowienia poprawilam druga doza w reke.
Brawo.

A badania robie poltora miesiaca po poprzednich, bo plecy mi nawalaja i bol budzi mnie nad ranem. To pewnie moja dyskopatia sie odnawia przez bieganie i pas biodrowy daje o sobie znac. Ale gdy powiedzialam o tym tak mimochodem doktorkowi Kocurkowi to czujny sie zrobil i kazal krewke zbadac i rezonans trzasnac. Wiec robie. Myslalam, ze dla jego swietego spokoju, ale dzisiejsze przedstawienie pokazuje, ze takze dla mojego. Wyniki czesciowe juz sa, marker poleci do kraju fancuskiego. Te czesciowe sa ok. Wiedzialam, ze tak bedzie, przeciez wiedzialam. Skad wiec ta histeria?

czwartek, 4 listopada 2010

Baran

W miejscach wyeksponowanych, wystawia sie najpiekniejsze okazy. Takie za tysiaka euro i wiecej. Od dziesieciu lat rzne niezmiennie, jak mozna wydac tysiaka euro a potem zjesc go z rodzina w jeden dzien. A maz na to - a te wasze ogiery i klacze za miliony to co innego? No pewnie ze co innego - bo nie do konsumpcji, ale patrzenia. Ale na te najwieksze, najpiekniejsze tez do patrzenia - twierdzi. I badz tu madry.

Marciocha mi podsunela mysl. Moze te najdrozsze i najwieksze maja wyjatkowe... cynaderki?

No dobrze, zdradze - nie mamy jeszcze barana przez, ehem, niechec do rozrzutnosci Ukochanego. Bo teraz drogo. Trzeba targowac. No i w koncu to zwierze; moze zachorowac i zdechnac przed swietem. Moze go ktos ukrasc. Trzeba karmic, sprzatac. No i drogo teraz. Kupuje wiec Najdrozszy w wigilie. Kiedy zostaja juz takie baranie resztki, przyznac trzeba, sredio urodziwe. Mialam juz wiec barana zezowatego, barana z wytrzeszczem oczu, zachrypnietego (wg Basiangi beczal jak Himilsbach; przysiegam - nie poilismy niczym poza woda) i barana paranojaka - bal sie wlasnego cienia.

I jak takie cos ma mnie do nieba zaprowadzic? Wstyd jak nic.

środa, 3 listopada 2010

Bedziemy swietowac

Na dwa tygodnie przed swietem Tabaski (Aid El Kabir), pracownie krawieckie pracuja przez 24 godziny. Wszedzie slychac furkotanie maszyn, a przed pracowniami, zainstalowanymi czesto w garazach, fruwaja kawalki kolorowych materialow. Na swieto kazdy musi miec nowe ubranie. Ja miec nie bede, bo za pozno poszlam do krawca, wszystkie terminy zajete. Jakos przezyje.

Kolejna oznaka, ze swieto tuz tuz, to gwaltowny wzrost populacji baranow w Dakarze. Bo swieto Aid El Kabir upamietnia biblijna ofiare Abrahama - kazdy pan domu musi kupic i zarznac barana. Wszystykie skwerki i trawniki zamieniaja sie wiec w targi barankow. Wyglada to tak


W dniu swieta, wiekszosc z nich zostanie zjedzona. Tradycja.

A dzisiaj swietowalam rocznice rozpoczecia leczenia, czyli pierwszej chemii i pierwszego radio. Dalam sobie w zyle z tej okazji. Nie, nie cisplatynka. Podwojna kawa przed poludniem, a wieczorem koniaczkiem malym.
I przy okazji, jeszcze raz dziekuje wszystkim, ktorzy ze mna przez to przeszli. Byliscie wspaniali!!!

wtorek, 2 listopada 2010

dla Joanny

Dawno mnie tu taka jedna nie odwiedzala.
Wiec by przyciagnac, zalaczam aktualne zdjecia pierdolnika.




z pozdrowieniami

szampanskoje

Zaduszki Srednia swietowala po amerykansku - zdjec ni ma
a samo swieto, po swojemu - na zdjeciu


No bo polskich grobow tu na razie nie ma. Rok temu zanosilo sie, ze bedzie pierwszy moj, ale nic z tego :P:P:P A jutro bedzimy swietowac moja rocznice rozpoczecia leczenia. Dr Kocur dzisiaj sugerowal szampana... Jem z nim jutro kolacje, co prawda w interesach i pewnie juz o dzisiejszych sugestiach zapomni...

wspolczynniki

Zniknęłam.
Trudno mi jest jak kiedyś, zajmować się kilkoma sprawami na raz. Tym bardziej, ze rzeczywistość nogę podstawia wyłączając prąd albo zabierając ligiciele, bo sie ich ważność skończyła.

A zajmowałam sie ostatnio hobbystycznie takimi zestawieniami. Bardzo poruszające.

Zachorowalność
Kraje rozwinięte 9,0; Polska 12,3; Senegal 34,7
Śmiertelność
Kraje rozwinięte 3,2; Polska 6,2; Senegal 25,5

Wg standaryzowanego współczynnika, czyli pokazuje to ilość przypadków na 100 000 kobiet pow 15 roku zycia. Chyba, ze coć pokręciłam...

czwartek, 28 października 2010

plagiat - stres

Pola fajnie maznela o stresie. Ja tez juz mam dosyc tego pedu, w ktory sie wkrecilam ostatnio. Na nic nie mam czasu, na blogowanie tez nie i tematy od obcych sciagam. I tak jak Pola sie stresuje, ze sie stresuje...

Troche tesknie za tym stanem, kiedy podczas choroby bylam "zen". Brrrr, co ja pisze.

Ale, gdy podczas chorowania bylam tak mocno "antyrakowo" nakrecona, potrafilam sie tak wsciec na meza, ze mnie w stres wpedza, ze hoho. To dopiero swir, nie?

Nie przesadzajmy wiec tak bardzo, ze wszystkim co antyrakowe - wznosze toast coca-cola . :*:*:*

niedziela, 24 października 2010

od diagnozy do leczenia c.d.

W srode na do widzenia dr Kocur powiedzial - to prosze zrobic analizy i zapraszam do mnie z wynikami.

Wyposazona w skierowania na badania, w czwartek z samego rana ruszylam na rezonans i badanie krwi i siku. Dwadziesciapiec minut bez ruchu pod czyms przypominajacym kolo mlynskie nie nalezalo do najprzyjemniejszych. Od trzech tygodni trudno mi bylo wytrzymac w lezeniu na plecach bez coraz silniejszych srodkow przeciwbolowych - raczysko zaczynalo wchodzic w faze zarcia. Ale dalam rade. Maz zajal sie papierologia i przepadl na dlugie godziny pertraktujac z ubezpieczycielem. W piatek odbior opisu rezonansu - gleboki wdech, kolezanka pigula sciska mnie za reke, i - stopien zaawansowania IB, guz ponizej 4 cm, nie zdazyl jeszcze zrec innych narzadow. Niezle. Nawet bardzo dobrze, biorac pod uwage, ze symptomy mialam jak w stadium III.

No to siadamy i dzwonimy do kliniki Kocura. A tam surprise!!! Sekretarka informuje nas niefrasobliwym tonem, ze doktor dzisiaj leci do USA na kongres, ale juz ZA DWA TYGODNIE wroci. No to poprosze z zastepca, innym lekarzem. Nie ma innego, prosze przyjechac za dwa tygodnie. Znow siadlam i znow zaplakalam. I tym razem maz ze mna. Zimnej krwi nie stracila koleanka pigula. Chwycila telefon, zadzwonila do kliniki Kocura i mowi - dzien dobry, dzonie z kliniki X, chcemy zaprosic dr Kocura na konsultacje. - Dr raczej nie bedzie mogl do Panstwa dzisiaj przyjechac, bo wylatuje w nocy a ma jeszcze nagly przypadek i musi operowac u siebie w klinice - sekretarce sie wymsknelo. To byla informacja, na ktora nasza przebiegla pigula tylko czyhala - biegiem do kliniki i warowac pod jego drzwiami - powiedziala.

Po drodze wszystko sobie przemyslalam i wyciagnelam wniosek, ze jednak polece sie leczyc do Polski, ale zanim to nastapi, to ich wszystkich tak ochrzanie, ze im sie francuski ze slowianskim akcentem bedzie do konca zycia w horrorach snil. Zaczelam od sekretarki. Ze jest niekompetentna, ze nieprofesjonalna, ze nie szanuje pacjentow, ze jak mogla nam tego nie powiedziec. I ze wiem, ze dr jeszcze nie wylecial, ze zaraz przyjedzie i ze ja sie spod jego gabinetu nie rusze. Oniemiala.

Dr przyjechal. Uprzedzony o calej sytuacji. Z wymuszonym usmiechem bierze mnie za reke, protekcjonalnie  cedzac przez zeby - Madam Haris, widze, ze sie pani zdenerwowala - i prowadzi do gabinetu. W gabinecie siadamy na przeciw siebie. Jestem niska, on wysoki, ale jakos tak nieprzemyslanie postawili wysokie krzeslo po stronie pacjenta. 1:0 dla mnie. Maz widzac, ze mam zamiar dalej pyskowac przejmuje inicjatywe i mowi - no bo juz mamy wszystkie wyniki i list gwarancyjny ubezpieczyciela - mowi. - W dwa dni? To nadzwyczaj szybko - dr na to. 2:0 dla nas. Przeglada dokumenty i przemawia - Madam, w tym kraju jest bardzo duzo niepowaznych ludzi, ja do nich nie naleze i zapewniam, ze w tym stadium mogla pani spokojnie poczekac dwa tygodnie na moj przyjazd - no tutaj to pogral niezle. - Ale ja tego nie wiem i do pana powrotu mozemy zejsc na zawal - podnosze histerycznie glos i psuje tym samym mediatorskie wysilki mojego meza. Prawie slysze, jak dr zgrzyta zebami; a co mi tam, nie mam nic do stracenia i dalej ciagne - Ja nie wiem, kto w tym kraju powazny jest, a kto nie. Ale obiecal mi pan, ze zaczne leczenie w przyszlym tygodniu, co w zwiazku z pana wyjazdem okazuje sie niemozliwe - prowokacyjnie patrze mu w oczy. I tak sie chwile mierzymy. stajemy w rozkroku, odmierzamy kroki, jeden, dwa, trzy, no, kto pierwszy chwyci za spluwe? Chla chla, tu mnie troche ponioslo.

Mierzymy sie wzrokiem. - Powiedzialem, jak tylko przyniesie Pani wyniki - uscisla, ale ja juz wiem, ze wygralam. Dr chwyta za telefon, umawia mnie na pierwszy wlew na wtorek i pierwsze naswietlanie. Oddycham spokojniej. Teraz czas na uspokajajace gesty. -Alez z niej diablica, zawsze taka jest? - pyta mojego meza. - Moze i jestem okropna, ale za to skuteczna - odpalam.

To bylo nasze pierwsze i ostatnie starcie. Dalej bylam juz bardzo grzeczna i zdyscyplinowana pacjentka. Zawsze uprzejma i usmiechnieta. Doktor okazal sie sympatycznym facetem, chociaz protekcjonalizmu nie pozbyl sie nigdy. Ale najwazniejsze, znal sie na swojej robocie.
End.

Ciagu dalszego nie bedzie, leczenia nie warto opisywac.

sobota, 23 października 2010

Do diagnozy - c.d.

Jestem ostatnio w coraz lepszej formie fizycznej, robie plany, probuje je realizowac. Jedna noga ciegle tkwie we wspomnieniach, co w sumie nie jest jakies bardzo nieprzyjemne czy dolujace. Wspominam co bylo dokladnie przed rokiem, przy czym mam wielka ochote obgadac to jeszcze raz, z dystansem i radoscia, ze to przeszlosc. Moj Malzonek jakos nie chce o tym slyszec, dla niego to przeszlosc do ktorej nie chce wracac. Ale skoro on nie chce, to WY posluchacie :P:P:P Nie macie wyjscia.

O trudnych rozmowach z ginekolozka pisalam wczesniej. To byl tak na prawde pikus, kilka malych wymuszen na przesympatycznej pani doktor. Przede mna oczekiwania na wyniki i starcie z dr Kocurem, badz co badz, bardzo zapracowanym profesorem.

Gdy wreszcie ginekolozka dala sie namowic na biopsje (ze ona mi ja zrobi, nie ja jej oczywista) i wreczyla mi plastikowy przezroczysty sloiczek z plywajacymi w srodku kawaleczkami mnie, pognalismy z mezem do laboratorium. A tam niespodzianka - czas oczekiwania na hist-pat do trzech tygodni, bo nie robia tego na miejscu tylko wysylaja do Francji. Siadlam i zaplakalam. I plakalam tak przez tydzien. Z bezsilnosci, bo nadal oficjalnie nie mam raka, a wiem, ze go mam, i ze strachu. Snulam wizje, ze umre nie leczona, albo umre bo za pozno zaczne leczenie. Jakos zadna inna opcja, ze nie umre, nie przychodzila mi do glowy. Resztkami sil siadlam do kompa i zaczelam uruchamiac akcje - lece sie leczyc do Polski.

Dzieki ogromnemu wsparciu przyjaciol i rodziny, wszystko zostalo zalatwione: bilet kupiony, wizyty u prof. Markowskiej i drugiego lekarza w Wawie umowione. Znalazl sie nawet pracodawca gotowy mnie, ehem, zatrudnic. Nie uspokoilo mnie to ani troche. Nadal wylewalam hektolitry lez, bo musze zostawic maluchy, meza i czy ich jeszcze kiedykolwiek zobacze? Ktos nam wtedy podpowiedzial, by isc prywatnie do dr Kocura. Poszlismy. Trzy dni przed planowanym wylotem do Polski. W poczekalni dopadl mnie telefon z laboratorium. Ze maja wyniki (po tygodniu, a nie po trzech) i mam je pilnie odebrac (co swiadczylo tylko o tym, ze sa zle). Byli nawet gotowi przeslac je internetem albo i faksem i to juz natychmiast, do kliniki. 15 minut pozniej, sekretarka zaprosila mnie do gabinetu. A ja stalam skamieniala z faksem w rece. Rozumialam z niego tylko trzy slowa - carcinome epidermoide invasif.

Klapnelam na krzeslo w gabinecie, maz obok. Kilka razy zaczynalam opowiadac z czym przychodze, za kazdym razem glos mi sie zalamywal w polowie zdania. Zdolalam tylko wyciagnac reke i podac dr Kocurowi fax. Udzielil mi sie spokoj, z jakim doktor uciszyl moje niezdarne proby komunikacji - zobaczymy, prosze na fotel. Podczas badania tlumaczyl, pokazywal (kolposkop podlaczony do ekranu) i uspokajal - wstepnie moge powiedziec, ze chcialbym miec wszystkie pacjentki w tym stopniu zaawansowania. Decyzje podjelismy blyskawicznie - zostaje i lecze sie tutaj. Doktor przepisal skierowania na badania i ustalil od kiedy zaczynamy leczenie. Wyszlam z jego gabinetu usmiechnieta i przekonana, ze wszystko bedzie dobrze. To byla sroda, 28 pazdziernika 2009. Myslalam tak do piatkowego popoludnia...
c.d.n.

piątek, 22 października 2010

Pytanie zasadnicze

Dlaczego dzieciom wydaje sie, ze wiedza co dla nich lepsze?

poniedziałek, 18 października 2010

Sezon biegowy

W Polsce wlasnie powoli konczy sie sezon biegowy. Przeczytalam, ze biegaczowi nie wolno zaniechac trenowania zima, bo grozi to spadkiem formy do zera i koniecznoscia zaczynania od truchtu na wiosne. Poleca sie zatem silownie, fitnesownie, sporty halowe. I bieganie, gdy aura sprzyja.

W Senegalu za to wrecz przeciwnie - zaczynamy sezon. Wczesniej bylo za cieplo, za wilgotno, za duszno. Wiekszosc zawodow odbywa sie tu na wiosne i wczesnym latem, po czym nastepuje przerwa wakacyjna i piekielny poczatek jesieni. Gdybym wiec w przyszlosci, takiej dalekiej oczywiscie i o-czym-ja-tu-pisze-to-zbyt-ambitne, ale gdybym np. chciala pobiec kiedys np. w takim Maratonie Poznanskim, mialabym spory problem z BPS (ha, pierwszy termin, nie wiecie co to, to szukajcie), bo przygotowanie przypadaloby wlasnie na "sezon piekielnego goraca i wilgoci".
Ale planujac juz bardziej realistycznie - jesli chce pobiec 10 km w kwietniu, mam spoooro czasu na przygotowania.

Dzisiaj po dwoch tygodniach przerwy poszlam pobiegac. Zsynchronizowalam idealnie sporty i zajecia dodatkowe dzieci i bedzie to wygladalo tak: poniedzialek i sroda poznym popoludniem - krotkie bieganie, sobota rano - dlugie bieganie. Do tego dwa razy w tygodniu (czwartek i jakis inny dzien) - silownia.
A co do dzisiejszego truchtania - biegalo mi sie fatalnie. Pol godziny, wolniutko i z przerwa. O 17 Bulwar Zachodni byl calkiem pusty, co swiadczy o tym, ze wybralam jednak zbyt wczesna pore. Spocilam sie jak mysz - 35°C. Ale za to tym razem nie zapomnialam o kaszkiecie i teraz wieczorkiem czuje sie super. Ciekawa jestem jak bede sie czuc jutro rano...

niedziela, 17 października 2010

Kasia

Polska medycyna nie ma jej juz nic do zaoferowania. W przeciwienstwie do francuskiej.
Tutaj blog z informacjami o Kasi i leczeniu, na ktore jej wspaniali przyjaciele zbieraja pieniazki http://kasioweopr.blogspot.com/ , a tutaj blog Kasi, dowcipny, lekki i nie tylko o raku http://herzogincecilie.wordpress.com/

piątek, 15 października 2010

"medycyna naturalna" c.d.

Czasami mam ochote plakac z moja kolezanka pigula, gdy slysze opowiadania jaka droge przechodza w Senegalu pacjeni onkologiczni od diagnozy do rozpoczecia leczenia. Leczenie onkologiczne w szpitalu panstwowym jest odplatne. To pierwsza przeszkoda. Zaprzeczenie - bo przeciez dobrze sie czuje - kolejna. Wiara, ze - pomoze mi "medycyna naturalna", bo pomogla wujkowi, dziadkowi i sasiadowi - trzecia. W efekcie pacjent po wyjsciu z gabinetu lekarskiego, zaczyna pielgrzymke po specjalistach od ziolek, marabutach - specjalistach od gri-gri z jaszczurzej skorki i pazurka nietoperza. Nie pomaga? Ech, oszust marabut, w sasiedniej wsi jest lepszy. Ten tez nie pomaga? Podobno pod granica z Gambia jest taki wyjatkowy - ministrowie do niego zjezdzaja... Prawda to - jest i zjezdzaja.

Pacjent wraca oczywiscie do swojego lekarza po kilku miesiacach, gdy bol rozrastajacyh sie tkanek nowotworowych zaczyna byc nie do zniesienia...

Bywaja tez inne historie. Siostrzenica meza, cudowna i inteligentna dziewczyna, przedstawila mi swoja najblizsza przyjaciolke. Dziewczyny razem wyjechaly dwa lata temu do Francji na studia, u kolezanki lekarze wykryli zaawansowanego raka (nie wiem dokladnie gdzie ognisko pierwotne, z rozmowy wynika, ze zaatakowanych jest wiele organow). Kolezanka przeszla kilka cykli chemioterapii, niestety, odpowiedz byla nikla, do tego pacjentka wymeczona, przerazona, z dala od rodziny. Po poltora roku zdecydowala sie wrocic do Senegalu. Rodzice podobno skontaktowali sie z cudownym ozdrowicielem, ktory leczyl z raka prostaty prezydenta Gabonu Omara Bongo*. Bongo zmarl w czerwcu 2009...

Nie jest moja intencja epatowanie bieda czy zabobonami ciemnej Afryki. Takze w centrum Europy tolerowane sa praktyki znachorskie. To tylko taka senegalska "cieciorka w nodze".

Rak jest podstepna choroba takze z tego powodu, ze sklania chorego do takich wlasnie, irracjonalnych dzialan.

"medycyna naturalna"

Moja kolezanka jest pigula i pracuje w tutejszym prywatnym szpitalu na "pokoju" dializ. Twarda z niej baba, ale ktoregos razu pekla i bliska lez wyznala, ze coraz czesciej czuje wscieklosc i bezsilnosc, bo wiekszosc jej pacjentow to ofiary... ziolek. Znamy dzialanie naszych melis, rumiankow czy miet, wiemy, ze po dziurawcu nie na slonce, ze niektore ziola moga wchodzic w reakcje z lekami, dlatego podczas wszelkich "esktra" kuracji trzeba z tym ostroznie (zakladam, ze wiemy). Tutejsze ziola i "plante" - rosliny pewnie tez zostaly przebadane przez specjalistow, opisane i zaklasyfikowane. W powszechnym uzytku funkcjonuja rozne specyfiki jak kenkeliba, liscie baobabu, zielony "bisab". Remedium na zmeczenie i na kaszel. I dobrze, gdyby na tym sie skonczylo.

Niestety, u roznych specjalistow od medycyny naturalnej (moj dr opluwa sie, jak slyszy te nazwe) mozna dostac specyfiki np. na klopoty z potencja. Stawiam 10 do 1, ze prawie kazdy facet predzej kupi buteleczke na rogu niz pojdzie do lekarza. Dalej. Problem z cera, sercem, nerkami, bolem, trawieniem, brakiem milosci, zazdrosna zona, zbyt duzym powodzeniem sasiada... na wszystko znajdzie sie sposob. Nawet jesli "specjalista" zna ogolne dzialanie danej rosliny, nie potrafi zastosowac jej w odpowiednich ilosciach lub laczy z innymi skladnikami zwiekszajacymi toksycznosc. I w taki wlasnie sposob zdrowy dotad czlowiek laduja w szpitalu z ostra niewydolnoscia nerek.

poniedziałek, 11 października 2010

Droga do diagnozy

Joanna pisala ostatnio o pierwszych symptomach chorobowych. Ze pierwsze objawy "podszywaja sie" pod typowe dolegliwosci jak zmeczenie, przeziebienia, przesilenia itd. Ciezko je powiazac z rakiem nam pacjentom, i niestety lekarzom pierwszego kontaktu rowniez. Ja sama dziekuje mojemu cialu, ze dalo sygnaly bardzo wczesnie. Symptomy, ktore objawiaja sie dopiero w III fazie choroby u mnie pokazaly sie juz w I stadium. Szczesciara ze mnie, co?

Fundacja DSS zamieszcza "komentarze" o onkologii. Dwa felietoniki - raka leczy onkolog, bezcenne. Zanim jednak trafimy w rece - zakladam, ze - dobrego onkologa, czeka nas krotszy lub dluzszy proces diagnostyczny. W praktyce - pochod od drzwi gabinetu lekarza rodzinnego, przez roznej masci specjalistow.
Stawiajac sie u lekarza mamy prawo sadzic, ze ma on wyrobione schematy diagnostyczne i stosuje sie do nich w celu wykrycia przyczyn pogarszajacego sie stanu zdrowia. I tak najczesciej jest. Ale mam tu bardzo zla wiadomosc - lekarz to niestety tez czlowiek, a nasza postawa (czarny humor, zbyt duzy optymizm, powalajacy pesymizm, postawa roszczeniowa itd.) tez nie zawsze bywa pomocna.

Rowno rok temu przesiadywalam w gabinecie uroczej pani ginekolog, wymuszajac przyjecie poza kolejka (terminy na dwa tygodnie zajete) i probujac przekonac ja, ze mam raka, bo wujek Gogl tak mi powiedzial. Pani ginekolog wymigiwala sie, wzdychala, a jej wzrok mowil - znowu ta upierdliwa pacjentka. Kazalam zrobic sobie biopsje, nie dajac sie zbyc twierdzeniem, ze to nie ten szczebelek diagnostyczny. Po raz kolejny w zyciu pomogly mi tupet i determinacja. Choc przyznaje, ze to nie jedyna sluszna metoda.

niedziela, 10 października 2010

Nieciekawie

jakos sie tak zrobilo.

Nie biegalam ani razu w poprzednim tygodniu, poszlam tylko dwa razy pofikac nogami i sie pofitnesic. Kaszle od ponad dwoch tygodni, a od kilku dni az czasami glos trace. Zreszta wszyscy kaszla. Wg mnie taki efekt daje przebywanie na ulicy w godzinach szczytu - spaliny i zanieczyszczenia podgrzane w temp. ponad 35°.

Czekamy wszyscy na ochlodzenie...

******

Ja dodatkowo czekam jeszcze, az maz WRESZCIE SKONCZY URLOP I PRZESTANIE MI SIE PALETAC W DOMU POD NOGAMI CALY DZIEN i sie czepiac dlaczego to tak, a tamto nie tak (stawiam, robie, wlaczam, mowie, klade itd.). Won do pracy!!!

Tanecznie

Zatrzymala sie u nas Mbarou Ndiaye, tencerka. Kolezanka kolezanki, od jakiegos czasu takze nasza kolezanka. Dziewczyna spoza metropolii, przesiaknieta tradycyjnymi legendami, co moje dzieci wprawia wieczorem w stan ekstazy - sluchaja jej bajek z wypiekami na twarzy (zwlaszcza, gdy nie ma pradu i siedzimy przy swieczkach... wrrrr). Przyjechala na warsztaty, doksztalcic sie.

Jedno z pierwszych spotkan mojego przyszlego meza z moja polska rodzina kilkanascie lat temu. Ktos mowi - czarni to maja dryg do tanca i muzyki - patrzac znaczaco na mojego meza. - ja nie bardzo, odpowiada moj maz; ja jestem inzynierem - i spuszcza wzrok przepraszajaco, ze nie sprostal oczekiwaniom. Hle hle hle. Na usprawiedliwienie mojej rodziny - znaczna czesc to muzycy.

Najdrozszemu slon na ucho nadepnal, ale przyznajc trzeba, ze jest wyjatkiem. Muzyka i taniec towarzysza tu ludziom prawie caly czas. Dzieci noszone na plecach od pierwszych miesiecy zycia, blogo zasypiaja kolysane w rytm zycia matki - jej krokow, pracy i tanca. Gdy zaczynaja dreptac ochocza bija patyczkami w bebenki czy puste puszki, podryguja przy tym, podskakuja. A spiewy? Co dzien zamieram na chwile lub dwie w zachwycie, gdy zolnierze z pobliskich koszar wybiegaja na poranny rozruch. Piekne glebokie glosy, wyklaskiwane rytmy i to miarowe szur szur... Jestem zywym przykladem, ze reakcja na rytm wyzwala w czlowieku zupelnie nowa energie.

Mbarou tanczy od zawsze. Jako jedna z niewielu nie senegalska cepelie ale wspolczesny taniec afrykanski. Ma niesamowite rece. One same tancza, wyginaja sie, opowiadaja historie. Sami spojrzcie.
Zdjecie zamieszczam za pozwoleniem Mbarou.

środa, 6 października 2010

Potrzebna krew dla Joanny

Pewnie wiekszosc czytelnikow o tym wie.
Ale na wszelki wypadek, dla znajomych z Warszawy - zamiast pijawkom oddajcie Joannie.
http://chustka.blogspot.com/2010/10/183-krew-dla-mnie.html

Joanna jest jedyna w swoim rodzaju, cudowna wojowniczka. Kobieta  z wielkim sercem, wspanialym poczuciem humoru, ogromem milosci dla swojego piecioletniego Syneczka i ... cietym jezyczkiem. Zmaga sie z zaawansowanym rakiem zoladka. Za kilka dni czeka ja operacja. Jesli mozesz, oddaj krew dla Joanny.

Dziekuje

niedziela, 3 października 2010

Goracy weekendzik: CoolGraul, przebiezka i upal

Pierwsza sobota miesiaca - obowiazkowo dyskoteka/klub "CoolGraoul". Graoul po woolof oznacza hm, wlasnie, trudno to przetlumaczyc. Niektorzy mowia, ze znaczenie zahacza o ang "cool". Literalnie na fr tlumaczone jest jako "c'est pas grave" czyli "nie szkodzi". Nie da sie bez kontekstu przetlumaczyc. Jesli cos idzie nie tak, mowi sie "graoul" i po klopocie. Co ma oznaczac, ze klopot przestaje byc dla nas klopotliwy.

CoolGraul to miejsce spotkan mlodych i troche starszych przy wybuchowej mieszance muzycznej, od Cesarii Evory, po zuk, Rn'B, Reggae i czywiscie senegalski M'ballah. Mix muzyczny, mix ludzki, wszystkie nacje, wszystkie kolory i odcienie. Mijesce moze sie wydawac dosc obskurne, nadgryziony zebem czasu klub sportow wodnych Oceanium i siedziba dosc preznie dzialajacego stowarzyszenia ekologicznego. Plac taneczny pod golym niebem z widokiem na wyspe Goree na tylach palacu prezydenckiego. Uwielbiam takie klimaty.

Poniewaz miniony tydzien mijal nam pod znakiem swietowania rocznicy slubu, maz obiecal, ze pojdziemy. I oczywiscie w ostatniej chwili wymigal sie. Zatrzymala sie u nas kolezanka, zawodowa tancerka, wiec Najdrozszy stwierdzil, ze on z dziecmi zostanie, a my kobiety mozemy sie same powyginac. Powyginalysmy sie prawie do rana. Mbarou profesjonalnie, ja amatorsko. Ale i tak czesc zachwytow i chwaly splynela na mnie. Dzisiaj Srednia i Najmlodszy pobierali nauki ze wspolczesnego tanca afrykanskiego. Mbarou, ech, o niej na pewno napisze szerzej.

Calonocna impreze znioslam bardzo dobrze. Przyczynil sie do tego zapewne brak uzywek, ktore zwykle towarzyszyly mi gdy w przeszlosci oddawalam sie prostym rozrywkom. Sie nie oburzaja, to nie oslawione w ostatnich dniach dopalacze. Odzywki to Flag - piwo dosc mocne i gorzkie oraz... Gazelle - piwo tzw sikacz.
Ich brak pozwolil mi odbyc o zmierzchu trzydziestominutowa przebiezke z Najdrozszym u boku (albo raczej w tyle ;).

A jesli chodzi o upal. Nie bede was przekonywac, ze temperatura 35° jest lepsza od 8°, bo nie chce wywolywac polemiki. Jednak przy takiej temperaturze i takiej wilgotnosci wiecie co sie robi czlowiekowi na brzuchu? No, wiecie?

sobota, 2 października 2010

18 lat temu,

2 pazdziernika 1992 zostalam najszczesliwsza kobieta pod sloncem, zostalam mama. Po raz pierwszy. (dwa kolejne razy byly rowniez wspaniale, ale ten pierwszy byl...pierwszy).

Dzis moja Najstarsza, czyli Olka alias Alex, konczy 18 lat.
Jaka jest? Odwazna, kreatywna, empatyczna ale rowniez asertywna. Jak pocwiczy nad wytwaloscia, to bedzie calkowicie "skazana na sukces".

Olu, zycze Ci, zeby twoja DROGA byla ciekawa, fascynujaca i zeby miala dobry cel. Zycze Ci rownowagi, dobrych wyborow. Zycze szczescia i milosci. I przyjaciol Ci zycze.
Kocham Cie moja mala coreczko
Mama

wtorek, 28 września 2010

...3§!...x¨ùµ*... ...

Nie poinformuje, ze wylaczaja nam prad. Powiem, ze czasami go wlaczaja, jak np dzisiaj miedzy 11 a 15, no i teraz, o 24.

W zwiazku z tym udaje sie w niebyt, pa, pa.

niedziela, 26 września 2010

Wspomnienia c.d.

Wzielo mnie, nie wiedziec czemu na wspominanie. Planowanie rowniez bardzo intensywnie mi towarzyszy. Mieszajac jedno i drugie, wyszlo mi takie cos.

Niedlugo slonce zakresli kolo. Znajde sie rowno rok, od rozpoczecia leczenia.
Droga Basiangho, czekam na Ciebie. Musimy wrocic do tego miejsca powyzej. I do Dogonow tez musimy.

sobota, 25 września 2010

Wspomnienia

Czesto musze odpowiadac na pytanie, jak to sie stalo, ze zdecydowalam sie leczyc w Senegalu.
Najwazniejszy z powodow brzmial: bo jesli przyjdzie mi zdechnac, to chce obok moich najblizszych - meza i dzieci. Mysl, ze mam ich zostawic na dlugie miesiace albo i na zawsze, byla nie do zniesienia. Zatem gdy tylko pojawila sie mozliwosc leczenia tutaj na miejscu, a bilet do Polski byl juz kupiony, lekarz w Polsce narajony przez niezawodna moja kolezanke, uczepilam sie jej i zostalam.

W ciagu dwoch dni zweryfikowalam dr Kocura i wyczytalam co sie dalo o RSM. Leczenie tego raka jest wlasciwie malo skomplikowane i niewiele sie zmienilo od kilkunastu lat. Operacja + naswietlania. Albo naswietlania + operacja. Mozna to jeszcze poprawic chemia (jak w moim przypadku), wtedy efekt naswietlania mocniejszy i efekty uboczne kur...o mocne.

Leczenie jest ekspresowe. Trzy miesiace i remisja. Jesli calkowita, to super, a jesli czesciowa, to po kilku miesiacach do piachu. W jednym i drugim przypadku wolalabym pozostac z Rodzinka.
Poza tym spedzac zime w Polsce? O nie, dziekuje bardzo.

PS
Czy szanowni czytelnicy nie dostaja krecka od przeskokow tematycznych? Rak, Senegal i bieganie...

Wzmacniam pupcie, wzmacniam nozki

Zabralam sie takze za wzmacnianie nog. Nadal nie moge sie przemoc i usiasc przy tych okropnych silowych maszynach. Instruktor pomogl mi wiec naszkicowac plan cwiczen silowych bez maszyn:


- w lezeniu na plecach, nogi zgiete opieraja sie o podloge – unoszenie tylka (x 24), unoszenie tylka na jednej nodze (2 x 24), zmiana nogi,

- w kleku podpatrym wznoszenie w gore nogi prostej (16), zgietej (16), do boku (16) i na ukos (16), zmiana nogi,

- w kleku podpartym bokiem wznoszenie nogi w bok (16 na kazda noga), to na wzmacnianie „boczkow” moich,

- polprzysiady (20) i cwiercprzysiady (20).

W planach mam jeszcze inne cwiczenia. Na razie to wystarczy.

Podsumowujac moje ostatnie dwa tygodnie, smialo moge powiedziec, ze byly one bardzo sportowe. Cieszy mnie to nie tylko ze wzgledu na rosnaca forme, ale takze „efekt porzadkujacy”, jaki w moje zycie wnosi bieganie. Trzeba sobie zaplanowac, opracowac, wczesnie polozyc sie spac i trzymac sie w miare konsekwentnie wlasnych zamierzen. Lad i porzadek, element nudnawy, ale bardzo porzadany.

piątek, 24 września 2010

Rozgrzewka

Podczas minionego tygodnia popracowalam nad rozgrzewka i wzmacnianiem nog i tylka (za rada Hankiskakanki). Przejrzalam co proponuje internet i stworzylam pietnastominutowy rozruch, uwzgledniajac moje potrzeby indywidualne, czyli koniecznosc intensywnego rozruszania i rozgrzania bioder.

Rozgrzewke podzielilam na trzy czesci, dwie pierwsze sa statyczne (w miejscu), trzecia dynamiczna; kazda trwa m.w. piec minut. Prezentuje sie to tak:

I Rozruch ogolny wszystkich czesci ciala, zaczynajac od glowy, tulowia, przez rece, nogi itd. Wzorowalam sie, a wlasciwie to spapugowalam calosc ze starego programu Cindy Crawford, ktory kilkanascie lat temu pomogl mi w dochodzeniu do formy po pierwszym i drugim porodzie. Ten maly wstepniak wlasciwie stal sie dla mnie archetypem rozruchu, moje cialo lubi go, no i nie mam problemow z zapamietaniem sekwencji cwiczen, przez co wykonuje je wlasciwie automatycznie.

II Druga czesc poswiecona nogom. Cwiczenia w miejscu przy drazku albo drzewie – wymachy nog w bok i na wprost (8 razy w kazda strone). Przenoszenie ciezaru ciala w rozkroku z jednej nogi na druga z lekkim poglebianiem (x8), wypady (kazda noga x8), przysiady (x8). Po tym jeszcze raz skrety tulowia (nie za duzo i nie za intensywnie, by nie nie doprowadzic przed treningiem do zwiotczenia tego mojego paska biodrowego).

III Rozgrzewka w biegu. Odcinek ok. 20 metorw, tam i z powrotem z wymachami rak, krokiem dostawnym, wyskokami, skretami. Troche jak to pokazuje Staszewski (krecenie kolanami niezapomniany widok, chle chle), a troche jak nas uczyl nauczyciel wuefu w podstawowce – rozgrzewka przed meczem koszykowi. Odpuszczam sobie sklony w biegu, sa dla mnie zbyt obciazajace odcinek ledzwiowy kregoslupa.

Mysle, ze taka rozgrzewka powinna wystarczyc. Wyprobowalam ja dwa razy przed 25 minutowym biegiem i efekt chyba byl dobry, po biegu i pieciominutowym rozciaganiu moje „boki” nie przypominaly mi o swoim istnieniu, czyli nie bolalo.

Za to wczoraj bolal mnie znow pas biodrowy, pupa i dol plecow. Sama jestem sobie winna - poszlam na step i body jam. Duzo podskokow, sklonow i roznych innych monotonnych ruchow (chociaz sam body jam monotonny nie jest, wrecz przeciwnie, bawie sie podczas tych zajec jak dziecko), za malo rozciagania. I tutaj smutna konkluzja. Powinnam zrezygnowac z „cwiczenia wszystkiego i jak leci”, jesli na prawde mam w kwietniu przebiec 10 kilometrow albo polmaraton. Tylko ze ja tak lubie zajecia z fitnessu. Jest jeszcze jeden powod, dla ktorego bede musiala ograniczyc fitness. Zeby bez uszczerbku na zyciu rodzinnym zmiescic w tygodniu to wszystko co powinnam robic i na co mam ochote, musialabym sama zostac instruktorem :D. Ech, i po cholere czlowiek szedl na studia, zamiast dwadziesia lat temu machnac kurs instruktora. Robilabym teraz to co lubie i byla (jeszcze) szczesliwszym czlowiekiem.

niedziela, 19 września 2010

Halo

Poplynelismy dzisiaj na wakacyjna wysepke Ngore. Pomoczyc kupry w wodzie. Zastanawialam sie, czy wziac aparat, ostatecznie zrezygnowalam.
I oczywiscie zaluje - Srednia wypatrzyla "tecze wokol slonca" - efekt hallo. Godzine trwal i szydzil ze mnie...

czwartek, 16 września 2010

Najmlodszy

Doktor Kocur usunal Najmlodszemu nitke. W znieczuleniu miejscowym, a dokladniej psiknawszy psikaczem. Najmlodszy bedzie mial co wspominac, bo odbylo sie to na sali operacyjnej, na ktorej bylam operowana dziewiec miesiecy temu. Pediatra zlekcewazyla sprawe, twierdzac, ze nitka wrosnieta w ciulka nie przeszkodzi mu w przyszlosci dzieci robic. Chyba wszyscy sie zgodza, ze nalezy zmienic pediatre.

Kolezanka zapytala mnie dzisiaj, jak to bylo z mowieniem u moich dzieci, bo jej synek niedlugo dwa lata konczy i wyslawia sie dosc oszczednie. I zaczelam wspominac. Najstarsza zaczela trajkotac wczesnie. W wieku 9 lat przyjechala do Senegalu, zlapala francuski w mig i jest dwujezyczna. Srednia urodzila sie jeszcze w Polsce, osiadla ze mna w Senegalu w wieku dwoch lat. Jako dwulatka mowila calymi zdaniami po polsku i ... mowila ciagle, co mam wrazenie zostalo jej do dzisiaj. Gdy szlam do pracy Srednia zostawala z opiekunka, prosta dziewczyna mowiaca tylko w woolof. No i dziecko w ciagu kilku tygodni zalapalo lokalny jezyk i w wieku niecalych trzech lat robilo mi za tlumacza. W przedszkolu doszedl francuski; to bylo jej za duzo, przestala mowic po polsku, chociaz wszystko rozumiala. Dwa lata pozniej Starsza w przyplywie zazdrosci, ze mlodsza siostra taka lingwistka, powiedziala - pojdziesz do szkoly to Ci jezyk utna, jak bedziesz w woolof mowic. Wiec Srednia porzuciala woolof, wrocila do polskiego. Dzis jest dwujezyczna fr/woolof, po polsku mowi swietnie, lecz nie pisze (moje zaniedbanie).

Za to Najmlodszy, urodzony juz tutaj, przez pierwsze trzy lata prawie wcale nie mowil. A jak juz cos powiedzial, to tylko rodzina mogla go zrozumiec, bo mieszal trzy jezyki.

Zasadnicza roznica miedzy chlopcem a dziewczynkami w kwestii wypowiadania sie?
Pomagalam dzisiaj Najmlodszemu w lekcjach. Zwykle robi to tatus, ja z moim francuskim z bozej laski to im tylko w glowach i zeszytach moge namieszac, no ale tatus ciagle zwiedza poludnie kraju, nie bylo zatem wyjscia. Najmlodszy musial wypelnic ankiete, w ktorej bylo m.in. takie pytanie: po co chodzisz do szkoly. Chodze do szkoly zeby sie uczyc, odpowiedzial. Zachecam go - no ale po co jeszcze - zeby dowiedziec sie wiecej, zeby w przyszlosci zostac inzynierem, lekarzem, stazakiem, zeby poznac swiat, ludzi itd. A on na to - no ale to to samo, wystarczy - zeby sie uczyc.
Tak, dziwne, ale pod moim bokiem wyrasta mistrz krotkiej formy. Jak widac, ONI tak maja od urodzenia.




Projekt przeciwdzialania RSM

Najlepszymi metodami zapobiegania RSM sa szczepienia i cytologia. Obie metody nie do zrealizowania w krajach biednych, z kilku powodow. Pierwszym z nich jest wysoki koszt; szczepienia sa po prostu za drogie, podobnie zreszta z cytologia. Drugim – klopotliwosc - wymaz pobierany jest w kilku zaledwie laboratoriach w Dakarze, wysylany pozniej do Francji. Postawienie diagnozy wymaga zatem kilku wizyt u lekarza i w laboratorium. Ostatni powod to oczywiscie brak wiedzy. W praktyce wyglada to tak, ze zaledwie maly procent mieszkanek Dakaru robi w miare regularnie cytologie, reszta nie ma takiej mozliwosci.


Dlatego w Senegalu, podobnie jak w innych krajach rozwijajacych sie, proponuje sie kobietom badania alternatywne, w celu wykrycia i zapobiegania zmianom mogacym prowadzic do rozwoju raka szyjki macicy. Jest to badanie wizualne po zaaplikowaniu na szyjke macicy roztworu kwasu octowego, a nastepnie plynu lugola. Jesli dochodzi do niebezpiecznych zmian, oba roztwory zabarwiaja szyjke w charakterystyczny sposob. Nastepny krok to badanie w powiekszeniu (kolposkop), zamrazanie lub wypalanie. Wartosc diagnostyczna tej metody jest nieco nizsza od klasycznego wymazu, jednak w przypadku braku mozliwosci przeprowadzenia cytologii, jest akceptowana przez Swiatowa Organizacje Zdrowia.

W Senegalu RSM jest choroba w 80% przypadkow smiertelna. Dlatego tak wazne jest przeciwdzialanie jej za pomoca powyzszej metody. Pomimo, ze jest ona nieskomplikowana technicznie i dosc latwa do przeprowadzenia (moze ja wykonywac takze personel paramedyczny), nie jest jeszcze powszechnie stosowana. Dlatego kazdego roku Doktor Kocur przeprowadza akcje skryningowe starajac sie dotrzec do kobiet z najubozszych srodowisk. Podczas takiej sesji wyjazdowej organizuje sie szeroka kampanie informacyjna, przeprowadza badania i zabiegi, szkoli personel. Zwykle jest to ciekawe i barwne wydarzenie w zyciu danej populacji. Odswietnie ubrane kobiety zasiadaja pod baldachimami, wysluchujac w ciszy i skupieniu slow lekarzy.

Doktor podkresla – zalatwiamy sie wtedy z potencjalnym rakiem podczas jednej wizyty – rozpoznanie zmian i zlikwidowanie ich. Musimy to zrobic na pierwszej wizycie, bo prawopodobienstwo, ze kobieta nie trafi drugi raz do lekarza jest bardzo duze. Podczas kazdej akcji doktor oraz przeszkolony przez niego personel, wykrywa zwykle kilkanascie przypadkow zmian i kilka rakow inwazyjnych.

Pisze o tym dosc szczegolowo, bo chcialam prosic Was o zacisniecie kciukow. Bede dzialac w Senegalu w stowarzyszeniu wspierajacym takie akcje. I razem z polska fundacja wystartujemy z projektem (akcja skryningowa + kampania informacyja + doposazenie) w konkursie na projekty rozwojowe finansowane przez Polska Pomoc Rozwojowa. Czy warto? - Jesli podczas takiej akcji uda sie ocalic dwie, trzy kobiety, ba, jedna nawet, to zawsze warto – powiedzial wczoraj Doktor Kocur (a moje uwielbienie dla niego poszybowalo do zenitu).

Nasze blogi

Bylo milo i przyjemnie do czasu. Dialogowalysmy sobie z wojowniczkami we trojke, czworke albo i liczniej, zagladalam do kolezanek z "kciukasow" caly czas bez swiadomosci, ze taki moment moze nadejsc.

Joanna wyszperala kolejna "kolezanke". I znow bolesny skurcz serca. I kolejny, po wiadomosciach od cudownej JaInki, kobiety o niespotykanej sile charakteru.

Poczulam, ze nie jestesmy juz po tej samej stronie. Bo choc w kazdej chwili moze mnie zlapac i cofnac sprzed (maratonskiego) finiszu paskuda o nazwie "wznowa", to jednak ja nie zyje juz z codziennym poczuciem udzialu w walce o wlasne zycie.

I znow powtorze slowa Poli. Dziewczyny, nie chce by tak sie dzialo. Walczcie z cholerstwem, dolaczcie do mnie i razem wejdzmy na podium z napisem - zdrowa.

środa, 15 września 2010

Pozegnanie

Ciezko mi znalezc jakies sensowne slowa. Pola napisala o co chodzi.

wtorek, 14 września 2010

Biegowy rachunek sumienia

Polowa wrzesnia, za miesiac ruszaja tu rozne amatorskie grupki biegajacych, najwyzszy czas na podsumowanie "osiagniec" i nakreslenie celow.

Z moim bieganiem nie jest najlepiej. Waga sie ustabilizowala okolo 49 kilogramow, wiec pod tym wzgledem nie jest zle. "Gore" mam nadal przerazliwie chuda, ale "doly" najwyrazniej sie wzmocnily (mam nadzieje, ze to miesnie, a nie tluszczyk). Chodze do mojego klubu na zajecia z body dance i strech i jak cos mi sie tam innego nawinie, sporadycznie plywam, silownie omijam szerokim lukiem. Biegam zaledwie dwa razy w tygodniu i to nie wiecej niz 25 minut, wiec... mysle, ze nie mozna tego nawet nazwac bieganiem. Na wiecej zwyczajnie brakuje mi sil, to znaczy oddechowo jest ok, moge dalej, tylko czuje jakby "zmeczenie materialu". No i po bieganiu boli w dole plecow i biodra w kierunku posladkow (po fr to chyba bande illio - tibiale, po pol nie wiem jeszcze). Uciazliwe to bardzo i nieprzyjemne. Wstyd sie przyznac, ale winna jest prawdopodobnie byle jaka rozgrzewka i byle jakie rozciaganie po biegu. Naswietlania kobaltem i rozlegla operacja w miednicy tez maja swoje znaczenie, mysle jednak, ze drugorzedne. Kolejny powod braku postepow jest natury organizacyjnej. Starsza nadal ma wakacje, Maz urlop, nie zalapalismy jeszcze zadnego rytmu i trudno mi nakreslic jakikolwiek plan tygodnia. Wiem wiem, zlej baletnicy.... i mistrzowie organizacji na pewno by sobie poradzili w mojej sytuacji. Ale ja mistrzem organizacji nie jestem i juz. Za trzy, cztery tygodnie wszystko powinno lagodnie i samostnie sie nakreslic, czyli kiedy czas wolny, godziny sportow dzieci, kto i kiedy bierze samochod.

Juz raz pisalam o tym. Najwyzszy czas zabrac sie za bieganie z glowa. Cele na ten miesiac sa dwa:
1. Zajac sie rozgrzewka i rozciaganiem. Wyszukac i opracowac optymalne dla mnie cwiczenia, wbic sobie do glowy, zabetonowac i wykonywac zawsze.
2. Rozbiegac sie, by w pazdzierniku moc powiedziec "biegam/truchtam swobodnie 40 minut".

Nie wyglada to imponujaco i zdolowalo mnie niezle. Plasuje mnie to gdzies w dolach grupy "biegasz 30 minut", czyli slaba baza. Ciagle jestem na poczatku drogi po polmaratonu.

poniedziałek, 13 września 2010

I znow mecz

I znow gra Marsylia a Najmlodszy jej kibicuje.
A ja znow kibicuje tym drugim, bo znow mi sie nazwa podoba - Monako. Podobnie jak w przypadku poprzedniego meczu, nie mialabym nic przeciwko...

Bylo swieto

trzy dni temu. Swieto Korité. Swietowalismy u szwagierki.

To ja, witam Panstwa
To My
Zarelko


Najmlodszy przeszkadza kuzynkom


Srednia

Korite, swieto zakonczenia Ramadanu.
Rano tausiowie z synkami pedza w rozwianych bubu (vide zdjecie tatusia) do meczetu. Dokladniej - pod meczet, bo w srodku za malo miejsca. Modla sie, wysluchuja kazania, a w drodze powrotnej witaja sie z sasiadami blizszymi i dalszymi, slowami: balma ah (wybacz mi), balma na laa, balma ah (wybaczam ci, ty tez mi wybacz). Dzien przeprosin i wybaczania sobie krzywd i urazow. Piekne swieto.
Obiad tego dnia jest wyjatkowy - kurczaki albo baranina. Potem ciasta, slodkie napoje, owoce. Odwiedziny u krewnych, znajomych, sasiadow.
Lubie swieto Korite.